7 września
Jesienne Ogrody – piknik charytatywny
To była pierwsza nasza wspólnie z Lionsami zorganizowana impreza. Przede wszystkim dopisała pogoda, bo nie ma udanego pikniku bez dobrej pogody. Plan awaryjny po prostu nie istnieje. A pogoda była nawet nie jesienna ale po prostu letnia. Jak wielkie mieliśmy jeśli idzie o pogodę szczęście, o tym przekonać mogliśmy się już nazajutrz.
Ale oczywiście nie wszystko na pogodzie, czytaj szczęściu, się zasadza. Odbył się on w pięknym miejscu, które nie wszyscy znają. Stojący przy Krakowskim Przedmieściu Dom Polonii, czyli dawny gmach Resursy Obywatelskiej pewnie każdy widział. To ten gmach na szerokim Krakowskim Przedmieściu, prawie u zbiegu z Senatorską, z obszernym tarasem, pod którym pierwotnie znajdował się podjazd dla powozów. Ale nie każdy miał okazję zajrzeć do środka, a właściwie na drugą stronę, aby obejrzeć jego ogrody przylegające doń od tyłu. Nie są obszerne ale za to nie sposób odmówić im urody. Zajmują one całą przestrzeń pomiędzy budynkiem a bliską tu krawędzią wiślanej skarpy. Oprócz Lionsów (Lwów po polsku) zjawiło się na pikniku spora grupa członków naszego klubu ale przyjść mógł każdy, kto wykupił bilet. Wszystkich witały osobiście prezydent Lions Club Warszawa Syrena Krystyna Tarasiuk i w imieniu naszego już klubu Barbara Jończyk.
Atrakcji było sporo, o dwóch już była mowa ale ich listy to nie wyczerpuje. Było świetne, przygotowane przez Lionsów jedzenie. Trzeba było za nie co prawda płacić ale taka tu już tradycja – na tym się nie zarabia ale idzie to na zdeklarowany wcześniej cel charytatywny. Była loteria fantowa, na której każdy los wygrywał i wiele z nagród było o wiele więcej wartych niż cena losu. Można było wylosować słodycze od Delic-Polu, kosmetyki z Morza Martwego firmy YARDEN oraz fanty ufundowane przez magazyny VIP, Fakty i firmę AQUA Idealna Łazienka I w imieniu naszego klubu przez Europejskie Forum Przedsiębiorczości. W ten sposób dołączyliśmy do grona sponsorów pikniku, bo wymieniliśmy tu fanty ufundowane przez naszych członków, a było ich oczywiście dużo więcej. Wiele też z tych fantów trafiło do naszych członków, bo zwykle kupowali więcej niż jeden los. Czynnie też nasi członkowie wzięli udział w charytatywnej aukcji, na której również zdarzały się prawdziwe okazje. Zwracały uwagę piękna porcelana i również piękne (nie wiadomo jak to porównywać) kapelusze. Był również konkurs dla dzieci, w którym wzięły udział też te, dla których piknik zorganizowano, dzieci od „dziadka Lisieckiego”. Tematem konkursu było dobro. Jak namalować dobro? To wcale niełatwe ale dzieci sobie poradziły. Jury znalazło się w niemałym kłopocie, którą pracę w konkursie wyróżnić, więc wyróżniło wszystkie, a nagrodą były wielkie torby ze słodyczami Delic-Polu wręczone im osobiście przez Barbarę Jończyk. No i były koncerty. Grał tworzony przez zawodowych muzyków z Filharmonii Narodowej kwartet smyczkowy COMODO, w repertuarze którego znalazły się tanga i walce oraz muzyka z filmów i musicali. Muzyka w sam raz na piknik.
Był pokaz mody Niny Nowak, która zaprezentowała kolekcje sukni koktajlowych. Szkoda, że ku konsternacji pań nie oferowano w komplecie nienagannej sylwetki, bo pod tym względem kreacje stanowczo więcej pokazywały niż zakrywały. Podobać się jednak kreacje podobały, choć z tego względu może więcej panom niż paniom i kolekcja zebrała zasłużone brawa. Po pokazie mody przyszedł czas na udany występ białoruskiego pieśniarza Leo Volodko. Na zakończenie zaś zaśpiewał mocno spóźniony Michał Ratajczak. Nie wszyscy doczekali, nawet zastanawiano się, czy ma wystąpić ale ostatecznie wystąpił i sporo stracili ci, którzy do jego występu nie doczekali. Michał Ratajczak jest mistrzem poezji śpiewanej, poezji, którą sam tworzy. Wciąż nie tak popularnym, jak na to zasługuje ale my już o tym wiemy i tu mamy przewagę nad tymi, którzy jeszcze tego nie wiedzą. Przewagę konkretną, bo aby to poczuć to, co mogliśmy poczuć w czasie tego koncertu, potrzebne są jednak kameralne warunki. Na dużej scenie to już nie będzie to. Michał Ratajczak śpiewa o miłości, czyli podejmuje temat aktualny zawsze i wszędzie. Nie śpiewa o seksie, bo jak to ujął (zapytano go o to) to trzeba robić. I bez uczucia to nie smakuje, jak mówią obeznani z tym jego znajomi dodał.
Wieczór poprowadziła aktorka teatru Polskiego Laura Łącz, która prowadzi też nasze klubowe imprezy. Nie mieliśmy więc wątpliwości, że nie zawiedzie w tej roli i tym razem – i oczywiście nie zawiodła.
Charytatywna impreza zorganizowana była, jak to już wspomnieliśmy, na rzecz dzieci od „dziadka Lisieckiego”. Zebrane pieniądze trafiły już do ośrodka społeczno- wychowawczego przy ulicy Środkowej na Pradze. Jeśli byliście na spacerze na Pradze i trafiliście w okolice Stalowej, to pewnie nie przeoczyliście tego dziwnego drewnianego domu, jakby żywcem przeniesionego z dawnej Rosji. Jest bardzo już stary, bo powstał jeszcze przed pierwszą wojną światową, a przed drugą zagościły w nim dzieci i korzystają zeń do dziś. Stworzone i kierowane przez Kazimierza Lisieckiego ogniska (teraz jest ich dziesięć) powstały by pomóc, jak to wtedy określano „dzieciom ulicy”. Teraz już tej nazwy nie używamy ale cele się nie zmieniły. Chodzi o pomoc dzieciom zaniedbywanym, których rodziny z najróżniejszych powodów nie są w stanie zapewnić im odpowiednich warunków. Ogniska pomagają im w nauce, zapewniają posiłki, umożliwiają rozwój zainteresowań. Organizują wolny czas. Wyrywają z nieciekawego często otoczenia, nie zrywając więzów z rodziną. Wszystko w miarę środków, możliwości – i cieszymy się, że choć w ten skromny sposób, możemy im pomóc. Pomagamy im już zresztą nie pierwszy raz. Mogliśmy też poznać same dzieci. Ich grupa była na pikniku. Wspomnieliśmy już o tym, że wzięły udział w konkursie plastycznym, każde z nich otrzymało w prezencie za udział w nim wielka torbę ze słodyczami z Delic-Polu ale z pikniku wyszło z dwiema, bo otrzymały też po losie na loterię fantową, a tam każdy coś wygrywał. I to, że mogliśmy te dzieci poznać czyni ten cel też nam jakoś bliższym.
Jeszcze jedno wymaga wyjaśnienia. Twórcę i wieloletniego kierownika ognisk dzieci z nich zwykły nazywać „dziadkiem” i na odwrót, do nich samych przylgnęła nazwa dzieci „od dziadka Lisieckiego”, którą się tu posłużyliśmy.
Była to też okazja – wykorzystana – do wzajemnego poznania członków obu klubów. Naszego i Lionsów czyli po polsku Lwów. Do zawarcia nowych znajomości. Także i biznesowych kontaktów. A w ten praktyczny sposób rozpoczęta między klubami współpraca powinna okazać się trwała, na co obecni na pikniku i my i Lwy bardzo liczymy. I za parę miesięcy spotkamy się ponownie. Ale o tym szerzej napiszemy później.
Atrakcji było sporo, o dwóch już była mowa ale ich listy to nie wyczerpuje. Było świetne, przygotowane przez Lionsów jedzenie. Trzeba było za nie co prawda płacić ale taka tu już tradycja – na tym się nie zarabia ale idzie to na zdeklarowany wcześniej cel charytatywny. Była loteria fantowa, na której każdy los wygrywał i wiele z nagród było o wiele więcej wartych niż cena losu. Można było wylosować słodycze od Delic-Polu, kosmetyki z Morza Martwego firmy YARDEN oraz fanty ufundowane przez magazyny VIP, Fakty i firmę AQUA Idealna Łazienka I w imieniu naszego klubu przez Europejskie Forum Przedsiębiorczości. W ten sposób dołączyliśmy do grona sponsorów pikniku, bo wymieniliśmy tu fanty ufundowane przez naszych członków, a było ich oczywiście dużo więcej. Wiele też z tych fantów trafiło do naszych członków, bo zwykle kupowali więcej niż jeden los. Czynnie też nasi członkowie wzięli udział w charytatywnej aukcji, na której również zdarzały się prawdziwe okazje. Zwracały uwagę piękna porcelana i również piękne (nie wiadomo jak to porównywać) kapelusze. Był również konkurs dla dzieci, w którym wzięły udział też te, dla których piknik zorganizowano, dzieci od „dziadka Lisieckiego”. Tematem konkursu było dobro. Jak namalować dobro? To wcale niełatwe ale dzieci sobie poradziły. Jury znalazło się w niemałym kłopocie, którą pracę w konkursie wyróżnić, więc wyróżniło wszystkie, a nagrodą były wielkie torby ze słodyczami Delic-Polu wręczone im osobiście przez Barbarę Jończyk. No i były koncerty. Grał tworzony przez zawodowych muzyków z Filharmonii Narodowej kwartet smyczkowy COMODO, w repertuarze którego znalazły się tanga i walce oraz muzyka z filmów i musicali. Muzyka w sam raz na piknik.
Był pokaz mody Niny Nowak, która zaprezentowała kolekcje sukni koktajlowych. Szkoda, że ku konsternacji pań nie oferowano w komplecie nienagannej sylwetki, bo pod tym względem kreacje stanowczo więcej pokazywały niż zakrywały. Podobać się jednak kreacje podobały, choć z tego względu może więcej panom niż paniom i kolekcja zebrała zasłużone brawa. Po pokazie mody przyszedł czas na udany występ białoruskiego pieśniarza Leo Volodko. Na zakończenie zaś zaśpiewał mocno spóźniony Michał Ratajczak. Nie wszyscy doczekali, nawet zastanawiano się, czy ma wystąpić ale ostatecznie wystąpił i sporo stracili ci, którzy do jego występu nie doczekali. Michał Ratajczak jest mistrzem poezji śpiewanej, poezji, którą sam tworzy. Wciąż nie tak popularnym, jak na to zasługuje ale my już o tym wiemy i tu mamy przewagę nad tymi, którzy jeszcze tego nie wiedzą. Przewagę konkretną, bo aby to poczuć to, co mogliśmy poczuć w czasie tego koncertu, potrzebne są jednak kameralne warunki. Na dużej scenie to już nie będzie to. Michał Ratajczak śpiewa o miłości, czyli podejmuje temat aktualny zawsze i wszędzie. Nie śpiewa o seksie, bo jak to ujął (zapytano go o to) to trzeba robić. I bez uczucia to nie smakuje, jak mówią obeznani z tym jego znajomi dodał.
Wieczór poprowadziła aktorka teatru Polskiego Laura Łącz, która prowadzi też nasze klubowe imprezy. Nie mieliśmy więc wątpliwości, że nie zawiedzie w tej roli i tym razem – i oczywiście nie zawiodła.
Charytatywna impreza zorganizowana była, jak to już wspomnieliśmy, na rzecz dzieci od „dziadka Lisieckiego”. Zebrane pieniądze trafiły już do ośrodka społeczno- wychowawczego przy ulicy Środkowej na Pradze. Jeśli byliście na spacerze na Pradze i trafiliście w okolice Stalowej, to pewnie nie przeoczyliście tego dziwnego drewnianego domu, jakby żywcem przeniesionego z dawnej Rosji. Jest bardzo już stary, bo powstał jeszcze przed pierwszą wojną światową, a przed drugą zagościły w nim dzieci i korzystają zeń do dziś. Stworzone i kierowane przez Kazimierza Lisieckiego ogniska (teraz jest ich dziesięć) powstały by pomóc, jak to wtedy określano „dzieciom ulicy”. Teraz już tej nazwy nie używamy ale cele się nie zmieniły. Chodzi o pomoc dzieciom zaniedbywanym, których rodziny z najróżniejszych powodów nie są w stanie zapewnić im odpowiednich warunków. Ogniska pomagają im w nauce, zapewniają posiłki, umożliwiają rozwój zainteresowań. Organizują wolny czas. Wyrywają z nieciekawego często otoczenia, nie zrywając więzów z rodziną. Wszystko w miarę środków, możliwości – i cieszymy się, że choć w ten skromny sposób, możemy im pomóc. Pomagamy im już zresztą nie pierwszy raz. Mogliśmy też poznać same dzieci. Ich grupa była na pikniku. Wspomnieliśmy już o tym, że wzięły udział w konkursie plastycznym, każde z nich otrzymało w prezencie za udział w nim wielka torbę ze słodyczami z Delic-Polu ale z pikniku wyszło z dwiema, bo otrzymały też po losie na loterię fantową, a tam każdy coś wygrywał. I to, że mogliśmy te dzieci poznać czyni ten cel też nam jakoś bliższym.
Jeszcze jedno wymaga wyjaśnienia. Twórcę i wieloletniego kierownika ognisk dzieci z nich zwykły nazywać „dziadkiem” i na odwrót, do nich samych przylgnęła nazwa dzieci „od dziadka Lisieckiego”, którą się tu posłużyliśmy.
Była to też okazja – wykorzystana – do wzajemnego poznania członków obu klubów. Naszego i Lionsów czyli po polsku Lwów. Do zawarcia nowych znajomości. Także i biznesowych kontaktów. A w ten praktyczny sposób rozpoczęta między klubami współpraca powinna okazać się trwała, na co obecni na pikniku i my i Lwy bardzo liczymy. I za parę miesięcy spotkamy się ponownie. Ale o tym szerzej napiszemy później.
Zdjęcia pojawią się jutro!
Lions Clubs to największych pozarządowa organizacja charytatywna na świecie. Działa w przeszło dwustu krajach na świecie, 45 tys. klubów Lwów rzesza 1,3 mln członków. Jest akredytowana przy ONZ i Radzie Europy. W Polsce kluby Lwów powstaja od 1989 roku. Współpracę z Lwami nawiązaliśmy niedawno, a piknik charytatywny w ogrodach Domu Polonii jest pierwszym naszym wspólnym przedsięwzięciem z Lions Club Warszawa Syrena.