Sputnik nad Warszawą – start !
To już drugi festiwal filmów rosyjskich w Warszawie. Wrażenie zrobił już zeszłoroczny ale w program tegorocznego zapowiada jeszcze więcej atrakcji. Wrażenie zrobiła zresztą już otwierająca go uroczysta gala w Pałacu Kultury i Nauki. Sputnik wystartował wyjątkowo efektownie. Wśród zaproszonych gości znalazła się Barbara Jończyk, prezes Europejskiego Forum Przedsiębiorczości i opiekun naszego klubu.
W foyer sali, gdzie odbyła się uroczystość otwarcia i gdzie uczestnicy przenieśli się po części oficjalnej na bankiet stanął stand z logo naszego klubu. Widoczny był też nasz klubowicz, producent słodyczy firma Delic-Pol S.A. Jego wyroby reklamowały nie tylko rozstawione na sali standy ale i roznoszące tace z nimi hostessy. A na koniec nikt nie wyszedł z pustymi rękoma ale z pełną ich torbą. Ale nie wybiegajmy aż tak daleko wprzód.
Choć o pogorszeniu się stosunków między Polską a Rosja mówi się otwarcie, to na ten dzień te sprawy, które dzielą, uległy jakby zawieszeniu. Kultura okazała się ważniejsza od polityki. Obok siebie na sali zasiedli polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski i ambasador Rosji Władimir Grinin. Wręczenie dyplomów Nikicie Michałowowi i Wojciechowi Siemionowi miało charakter nie tylko wyróżnień dla nich samych ale i pewnego symbolu. Rosyjskiemu reżyserowi wręczył go polski minister, polskiemu aktorowi rosyjski ambasador. O tym, że polityka potrafiła (i potrafi) dzielić ale sztuka zawsze łączyła Polaków i Rosjan mówił aktor Daniel Olbrychski, który wystąpił w roli prowadzącego galę. W części oficjalnej najciekawsze były wystąpienia jego i obu nagrodzonych artystów, bo bardzo osobiste i jeszcze okraszone anegdotami – a zarazem najtrudniejsze do zrelacjonowania. Bo jak właściwie opisać opowieść Wojciecha Siemiona, który opowiadał o rosyjskim poecie, dla którego najpiękniejszym polskim słowem była Końskowola? Tak, łączyło się to z piękną dziewczyną… Niech to zostanie przyjemnością tych, którzy byli. Nie podejmujemy się.
Film na gali był jeden niecały i jeszcze kawałek drugiego. Ten niecały, to był pierwszy rosyjski film, Stienka Razin. Fim, który postawał sto lat temu. Dokładnie tyle samo lat temu powstał pierwszy polski film. A że wtedy Warszawa była częścią imperium rosyjskiego (w Warszawie stał najwyższy budynek w całej Rosji) to można się nawet spierać, czy aby ten z polskimi napisami nie był jednak pierwszy. Tyle, że z tego polskiego został tylko opis, z rosyjskiego jednak parę minut i do tego robi wrażenie rozmach z jakim go nakręcono w czasach, gdy kino nie tylko w Rosji dopiero raczkowało. Pokazano też dopiero co zmontowany fragment pierwszej od lat wspólnej produkcji polsko-rosyjskiej. I to był ten kawałek drugiego filmu. Z Danielem Olbrychskim w jednej z głównych ról. Czyli ta współpraca w dziedzinie filmu nie tylko była ale i jest. Odradza się. Zagadkowy Rustykalny Body Painting z programu okazał się duetem dwóch zgrabnych tancerek ubranych w coś jakby kolorowe trykoty plus majtki. Już na bankiecie, na którym do tancerek można było podejść blisko okazało się, że nijakiego trykotu nie było a określenie było aż nadto dosłowne. To znaczy pomalowane tylko były. Był jeszcze chór starowierek Riabina, hoże staruszki zrobiły takie wrażenie, że wywołano je zaskoczone jeszcze na bis. I pokaz mody inspirowanej tą rosyjską, tak ludową, jak i historyczną. Nie wszystko oczywiście, jak to w takich przypadkach bywa, nadawało się do noszenia ale popatrzeć i podziwiać było co. I na kim, dodajmy. Choć walonkom w modzie raczej powodzenia nie wróżymy (ale oczywiście możemy się mylić) to parę, a może więcej niż parę kreacji zasługuje na popularyzację. I chyba też pomysł na pewną „militaryzację” mody damskiej, bo kreacji inspirowanych mundurami było sporo i były naprawdę dobre. Skoro chwalimy, to dodajmy jeszcze kogo: kreacje na pokaz przygotowały Wyższa Krakowska Szkoła Projektowania i projektantka Elwira Dorosz.
A potem był bankiet. Oczywiście widywaliśmy suto zastawione stoły ale i tak to zrobiło na nas wrażenie. Zwłaszcza po wzięciu do ust. Bo nie tylko wyglądało ale i smakowało. I to jak! Wyróżnić musimy Chatę Walichnowską. Pielmieni, które już sami skojarzyliśmy z żurkiem było niesamowite. I nie tylko ono. Dość szybko spostrzegliśmy, że więcej już nie możemy przełknąć, bynajmniej nie dlatego, że nie mamy ochoty. Na widok golonki czy schabu ciekła ślinka ale rozum mówił nie. I na szczęście zwyciężył…
Do tego bez ograniczeń serwowane drinki, co też wymagało pewnej dyscypliny (by te ograniczenia narzucić sobie samemu). Z rozpaczy porobiliśmy temu jadłu zdjęcia, aby was choć trochę pokręciło z zazdrości. A my to mieliśmy na wyciagnięcie ręki, tylko nie byliśmy (już) w stanie przełknąć!
No dość tego obżarstwa! I nie wypada, i jeszcze źle się kończy… Po prostu nie o to tak naprawdę chodzi. To okazja do rozmów i tak to wykorzystywaliśmy. Barbara Jończyk duszą towarzystwa być umie, więc wokół stoliczka, który opanowaliśmy (by mieć na czym podgryźć i postawić szklankę) zaraz zrobiło się tłoczno. Oczywiście byli klubowicze (w tym prezes Delic-Polu Stanisław Czupryna) ale nie tylko oni. A jak ktoś zdobył się na odwagę, to można było też porozmawiać z gwiazdami festiwalu, wcale w tych okolicznościach nie tak nieprzystępnymi jak zwykle. Jak choćby z Danielem Olbrychskim (na zdjęciu).
A na koniec, wychodząc, wszyscy dostali jeszcze po dużej torbie słodyczy od naszego klubowicza, producenta słodyczy, firmy Delic-Pol S.A. – promującej się w ten sposób. Mamy nadzieję (a nawet przekonanie), że skutecznie.
Ale Gala, choć zrobiła wrażenie, to tylko wstęp do festiwalu. Program jest wyjątkowo bogaty i problem w tym, co wybrać. Jedynym ułatwieniem jest to, ż pokazy filmów odbywają się w jednym miejscu, w Kinotece w Pałacu Kultury. Tyle, że na program składają się nie tylko pokazy filmów. Także koncerty, spektakle teatralne i wystawy (te ostatnie na szczęście w Kinotece). Ale nawet jeśli się ograniczyć tylko do filmów, to i tak wybór nie będzie łatwy. Bo wszystkiego obejrzeć się po prostu nie da…
Zajrzyjcie na festiwalową stronę: http://www.filmros.pl Koniecznie !