Kojarzenie ofert w BABALU !
W tej należącej do członka naszego Klubu restauracji już rok temu gościliśmy. Jest niezwykła nie tylko przez to, że płaci się w niej raz, przy wejściu i potem jemy ile chcemy. Takich restauracji w Warszawie parę jest. Niezwykłe jest to, że prócz gotowych dań możemy sami pobawić się w kucharza. Specjalnością BABALU jest smażenie. Ale o tym, co będzie smażone decydujemy my. My wybieramy mięso, my wybieramy dodatki i sos. W samym smażeniu już wyręczają nas kucharze, nikt nam nie karze też zmywać. Zachęca do kulinarnych eksperymentów ? Zachęca ! Trudno było nie skorzystać.
Powitała nas właścicielka, Monika Marzec. Należy do niej jeszcze jedna restauracja, kameralna Sushi Club (popularnie zwana Suszarnią), która też już mieliśmy okazję poznać, a wkrótce dojść ma jeszcze trzecia. O… znów zupełnie innym charakterze. BABALU jest świetnym przykładem jak bardzo zmieniła się Praga. Gdy chcemy spędzić ciekawy wieczór coraz częściej przychodzi nam na myśl, by udać się tam, gdzie jeszcze parę lat wcześniej nie ośmielilibyśmy się zapuścić. Może jeszcze nie na Brzeską ale na pobliską Ząbkowską już tak. W weekend do BABALU wręcz trudno się wcisnąć, w tygodniu bywa luźniej, co można wykorzystać organizując tu firmową imprezę i taka przy stole obok się odbywała. Dla nas tych stołów zarezerwowano więcej i zestawiono w podkowę. Były już zastawione ale to była oczywiście tylko część atrakcji, która na nas czekała. Pod „pagodami” czekały gotowe dania. Na zimno i gorąco. Wkrótce mieliśmy się przekonać, że nie tylko sukcesywnie uzupełniano czynione przez nas i innych gości ubytki ale i zmieniały się same dania. Na razie niewiele osób zmierzyło się z główną atrakcją BABALU odkładając kulinarne eksperymenty na później.
Zanim jeszcze przystąpiliśmy do wzajemnej prezentacji mogliśmy się przekonać, że można postawić kieliszek na ostrzu noża. Nawet nie jeden a kilka. Zostało to udokumentowane na zdjęciach. Być może tej sztuki można się nauczyć ale nie zachęcamy. Zanim dojdziemy do wprawy (a zapewne i do jakichkolwiek rezultatów) skończą się nam kieliszki. No i trzeba będzie posprzątać. Potem mogliśmy się przekonać, że da się jedną szpadę postawić na drugiej. Ostrzem na ostrzu ! Stanowczo zabraniamy naśladownictwa ! Żeby nie było na nas !
Skorzystaliśmy też z okazji, by wręczyć klubowe certyfikaty tym, którzy ich dotąd nie dostali.
I przeszliśmy do kojarzenia ofert. Była okazja, aby zaprezentować własną firmę i jej ofertę. Pojawiły się foldery. A gdy ta oficjalna część prezentacji się skończyła w ruch poszły wizytówki. Nawiązywano kontakty. Tworzyły się większe i mniejsze kółka w coraz to innym składzie. Zaczęły się też na całego kulinarne eksperymenty. Wcale nie takie proste. Wybrać mięso, dodatki, dobrać odpowiednie ich proporcje i jeszcze sos – to wcale nie takie łatwe. Ale jakie intrygujące! Działo się to wszystko na raz i tak miało być. A na koniec były jeszcze lody. Ten na zdjęciu był podany w łupinie prawdziwego kokosowego. Uczciliśmy tymi lodami zwycięstwo polskich szczypiornistów nad Norwegią, w którym decydujący o ich awansie gol zdobyli w ostatniej minucie meczu.
Udało się ! I szczypiornista i nam. A gdzie się spotkamy na następnym kojarzeniu ? Tego jeszcze nie zdradzimy… bo nie wiemy.