administrator
1 marca

Pokaz kolekcji Olsen Fashion w Victorii
akademia dobrego stylu

Firma Olsen obchodzi w tym roku pięćdziesięciolecie działalności na rynku odzieżowym. Bo w ogóle firma ma już ponad sto lat i działa do dziś nie tylko na tym rynku ale i na takich mniej medialnych. Pięćdziesięciolecie uczcić wypada, więc spodziewać się można było (mimo kryzysu), że pokaz jej wiosenno-letniej kolekcji będzie miał odpowiedni rozmach, nie będzie taki zwykły. I te oczekiwania – od razu to napiszmy – nie zostały zawiedzione. Dodajmy, że byliśmy jako klub oficjalnym partnerem organizatorów tej imprezy.


Już sam dobór miejsca miał znaczenie. Porównywalnej lub nawet wyższej klasy hoteli jest w Warszawie jeszcze parę ale dalej Victoria ma w sobie to coś. Dalej na przekór upływowi lat jest symbolem luksusu. Ale chodziło nie tylko o dobór miejsca. To, co nam obiecali organizatorzy, to to, że zamiast zwykłego pokazu mody zobaczymy „teatr”. Teatr mody oczywiście. Słowo może nieco na wyrost ale klasyczny pokaz mody, w którym modelki poruszają się w te i we wte zawsze w ten sam sposób, przypominający a nawet chyba będący pewnym rytuałem – może po prostu zmęczyć. Pozwolono więc, a nawet kazano się modelkom ruszać. A że wyjście poza parę wyuczonych ruchów okazało się dla krajowych gwiazd wybiegu zbyt trudne, sprowadzono w zastępstwie ich Czeszki. Co nas cieszy (Czeszki były naprawdę ładne) i martwi (ze względów patriotycznych, powiedzmy). Moda tez okazał a się ciut inna niż na innych pokazach. Taka bardzie do noszenia. O dziwo okazało się, że można nosić spodnie ! I to tak pełnej długości, jak i rybaczki. Sukienki nie musza być mini ale mogą sięgać do kolan ! Dłuższe nie ale wiadomo, to przecież kolekcja na lato. Zawsze można zresztą przecież włożyć spodnie. Długie spodnie. I do tego nawet całkiem luźne. Uff ! Na głowę zaś śliczny kolonialny kask. Męski wynalazek sprzed, będzie coś tak z półtora wieku odarty już z paskudnego odium kolonializmu wraca znów do łask. I znów chroni nasze głowy przed nadmiarem słońca. No i można na ulicy podbiec bez obawy wywołania powszechnego zgorszenia. Mini tak jak i wiecznie modne przyciasne spodnie mogą tu dać taki sam efekt. Spodnie nawet bardzie piorunujący (gdy pękną). Ponadto (widać to na zdjęciach) można puszczać na ulicy mydlane bańki. I dość. Trochę jest na zdjęciach. Resztę obejrzeć można w katalogu, na ich stronie internetowej: tutaj (kliknąć). Kartki przewraca się jak takie prawdziwe. Prawie, klikamy w prawy dolny róg. O modzie więc dość.

Po pokazie zaśpiewała Izabela Kopeć. Występowanie w serialach, których nie oglądamy i w programach, których nie oglądamy także dało jej status gwiazdy ale zarazem z tego względu (że nie oglądamy) nie pozwoliło sobie wyrobić o niej własnego zdania. Dała prawdziwe show i uznajemy jej status gwiazdy za w pełni uzasadniony. W ogóle super to wyglądało i zrobiliśmy jej trochę więcej zdjęć niż powinniśmy (też więcej niż w proporcji powinniśmy zamieściliśmy). To było dla oczu (i uszu).

Na pokazie nie zabrakło też naszych klubowiczów. Przyszło ich całkiem spore grono a duszą towarzystwa była oczywiście prezes Europejskiego Forum Przedsiębiorczości Barbara Jończyk. Widać to dobrze na zdjęciach.  Wszędzie jej pełno.  Niektórym z klubowiczów tak dla kawału zrobiliśmy zdjęcia pod tą samą tablicą z logami organizatorów, ich partnerów i sponsorów (nasze też  tam było !), pod którą robiono ją różnym VIP-om. Bo VIP-ów zgodnie zapowiedziami organizatorów nie zabrakło. Listy obecności robić nie będziemy. Robiły ją za nas media (włącznie z paroma stacjami telewizyjnymi), których ich nazwiska skusiły na równi bądź wręcz więcej niż sam pokaz mody. Polowanie na znane twarze, na gwiazdy, niech każdy już robi sam. My tylko stwarzany okazje (trzeba było być !). Odnotujemy tylko obecność aktorki Teatru Polskiego,
Laury Łącz, która pełniła tu rolę bardzo ważną, bo mistrza ceremonii. To też nasz klubowicz i zarazem mecenas naszej klubowej akademii dobrego smaku. Oraz jeszcze jednej aktorki, Tatiany Sosny-Sarno, mecenasa naszej klubowej akademii dobrego stylu.

Dla ciała też coś było. Częstować zaczęli już przed i trzeba było uważać. Te śliwki zawinięte w boczek były naprawdę pyszne a przecież był to tylko wstęp ! Prawdziwa uczta miała być dopiero po a ilość dziurek w pasku do spodni nie jest przecież nieograniczona (to dotyczy mężczyzn ale suknie i spódnice też mają swoje ograniczenia). Większość więc siły (i te dziurki) oszczędzała na później. I słusznie, bo czekać było na co. I choć gdy ta kluczowa z punktu widzenia żołądka (sam pokaz mody działa na żołądek co najwyżej stresująco, czego nie trzeba chyba objaśniać) powstały pewne korki komunikacyjne tam, gdzie można było napełnić talerze – to głodny nikt z Victorii przecież nie wyszedł. Przejedzony – i owszem. Do tego bez ograniczeń serwowano drinki. Na jednym ze zdjęć ciekawostka – słodycze naszego klubowicza
Delic-Polu.

Chwila oddechu (też niezbędnego w jedzeniu) i losowanie. Szansę miał każdy zaproszony (zaproszenia były zarazem losami) plus można było wykupić losy na loterie fantową
Fundacji TVN. Wśród szczęśliwców jak i fundatorów nagród nie zabrakło też naszych klubowiczów.

Zasiedziliśmy się. Tak, już w swoim gronie, z Basią Jończyk oczywiście, bo ona umie gromadzić wokół siebie ludzi. Tworzyć ten nastrój, rzecz nie każdemu dana. Widać to nawet na zdjęciach, jak długo się zasiedzieliśmy, bo obsługa zaczęła już sprzątanie sali i my też w końcu oczywiście musieliśmy wyjść, bo przecież następnego dnia trzeba było pójść do pracy…

 

 

Magazyn przedsiębiorcy
galeria zdjęć