Magister Paula Śmiejkowska wkracza do świata mody!
pokaz kolekcji ‘Face od the Deep’
Narzekanie na młode pokolenie należy do tradycji ludzkości, ale w takich momentach zastanawiam się na ile słusznie. Dla Pauli Śmiejkowskiej ten pokaz był zarazem dyplomem. To, że zaprezentuje ona kolekcję powstałą w ramach pracy dyplomowej wiedziałem, ale to, że na widowni zasiadła cała komisja mająca zadecydować o przyznaniu jej tytułu magistra, tym mnie już zaskoczyła. Środki na organizację pokazu zabrała natomiast podczas kampanii crowdfoundingowej, sięgając po narzędzie wciąż nie tylko u nas nowe, ale którym młodzi potrafią posłużyć się nader sprawnie. Czym nie tylko mnie ujęła na samym wstępie i stąd patronat magazynu.
Młodzi potrafią więc już wejść w świat dorosłych jednym zdecydowanym krokiem, co kłóci się z przypisywanym im obrazem pokolenia roszczeniowego i – napiszę to wprost, bez owijania w bawełnę – leniwego. I jak każdy stereotyp, po prostu nieprawdziwego.
Relację zacząć trzeba od tego, że dyplom magistra sztuki Paula Śmiejkowska otrzymała, o czym komisja z Wyższej Szkoły Sztuki i Projektowania w Łodzi po krótkich obradach zadecydowała na miejscu. Pokaz kolekcji „Face od the Deep”, jak nazwała ją projektantka, odbył się w Domu Handlowym Mysia 3, w dawnej siedzibie cenzury. Miejscu może niekoniecznie z tego punktu widzenia symbolicznym, choć dla mieszczącej się w tym samym budynku Polskiej Agencji Prasowej, która urządza tam swoje konferencje prasowe, pewnie już tak (i może być to nawet nieco kłopotliwe).
Pokaz kolekcji rozpoczął się z pewnym opóźnieniem, bo choć starsze pokolenie nie jest roszczeniowe i na pewno nie jest leniwe, ale punktualne też nie. Po krótkim wstępie, na scenę przy dźwiękach muzyki wkroczyły modelki. Muzyki bardzo współczesnej, czyli, czytaj elektronicznej, w której nie bardzo gustuję, ale która co trzeba przyznać miała swój klimat. I dobrze pasowała do charakteru kolekcji.
Po inspirację projektantka sięgnęła naprawdę daleko i to w rozumieniu odległych, egzotycznych krain, ale w przeszłość. Kreacje zostały ozdobione cytatami z Księgi Rodzaju po angielsku. Cytatem z niej jest też sama nazwa kolekcji, „Face of the Deep”. To fragment pierwszego zdania Starego Testamentu ‘And the earth was without form, and void; and darkness was upon the face of the deep’. Tajemniczo brzmiące po angielsku, w Biblii Tysiąclecia to po prostu bezmiar wód, u Wujka to głębokość, a i tak ten fragment u Wujka, jeśli przeczytać całość, robi większe wrażenie. Akurat to mnie trochę zaniepokoiło, bo wiadomo, że angielski to współczesna lingua franca, ale możemy dojść do tego, że młodzież będzie uważała, że w raju Adam i Ewa też mówili po angielsku.
Materiały były za to zupełnie współczesne, z licznymi elementami odblaskowymi, pozwalającym nie tylko błysnąć w nich na nocnej imprezie, ale i bezpiecznie z niej wrócić. Ten element, bezpieczeństwa na drodze, zresztą autorka podkreśliła. Trudniej mi ocenić, czy można tę kolekcję nazwać sportową, choć taka jak wiem była intencja. Ale może to być wpływ producentów odzieży sportowej, bezustannie kładących nacisk na jej utylitarny, praktyczny charakter, tak, że każdy w niej bez wyjątku, wygląda koniec końców źle. A pokazać się w niej na ulicy inaczej niż w biegu nie wypada, pod groźbą zaliczenia do podkultury tak zwanych dresów. Tu podstawą był oversaizowy, czyli przerośnięty T-shirt (a może raczej tunika) i kimono. Rolę często grało światło, niepozorny w półcieniu strój rozbłyskał, zyskiwał dopiero po rzuceniu nań wiązki światła. Słowem, dużo było tu eksperymentów, ale ciekawych i inspirujących. Ciekawe, które z nich staną się trwałymi znakami firmowymi nowej marki projektantki, dla której ten pokaz miał być narodzinami?
Najczęściej pojawiającym się w opisach materiałem był Tyvek. Dla ludzi zajmujących się modą ten akurat materiał może być nowością, choć ta polietylenowa folia od lat ma zastosowanie budownictwie, jako materiał jednocześnie wodoszczelny i paroprzepuszczalny. Zwracam uwagę na tę drugą cechę, której nie posiada na przykład poliester, popularny materiał wszelkich odzieżowych eksperymentów pozwalający też mocno zejść z ceny, ale też nie dający się nosić. Zwracały też uwagę włochate elementy strojów, nawiązujące wyraźnie do przemijającej już zimy. Wykonane już z tradycyjnych włochatych materiałów.
Do tego były odblaskowe „tirówki” bądź daszki na głowę. A na nogi buty FANCYshoes, dokładnie takie, jak wskazuje na to marka, czyli zdecydowanie fantazyjne. Projektantka zadbała też we współpracy ze sponsorami, by modelki były odpowiednio uczesane i umalowane, wszystko składało się tu na spójną, mającą wręcz symboliczny charakter całość. Był nawet mający symbolizować upływ czasu zegarek (choć akurat na zegarek zwróciłem uwagę przeglądając materiały prasowe).
Ostateczny efekt jest na zdjęciach. I jest to efekt zachęcający, aby zainteresować się kolejnymi krokami w karierze Pauli Śmiejkowskiej.
Obecni na pokazie mogli natomiast nie tylko obejrzeć te kreacje na żywo, ale też spróbować sushi z restauracji Sushi Wesoła (było pyszne!) i popić ją napojem SOTI, o smaku niesłodzonej zielonej herbaty, którą jest. Bez różnych dodatków, którymi jakże często paskudzi się ją w supermarketach i dyskontach, bo podobno Polacy czystej zielonej herbaty nie zaakceptują. To samo dotyczy też podobnej w smaku yerba mate. Wielkiej kariery SOTI więc nie wróżę, chyba że nauczymy się cenić smak herbaty takim, jakim on jest. Może warto spróbować? Bo jest to też napój zdrowy. Ale to taka uwaga na boku, choć usprawiedliwiona, bo przecież ten napój pojawił się na pokazie jako forma jego promocji.
Rafał Korzeniewski
Zdjęcia w dużym formacie można pobrać stąd.