administrator
8 marca

Odszedł profesor Zbigniew Religa

Odszedł ten, który dokonał pierwszego przeszczepu serca w Polsce. Umarł tak, jak chciał, nie w szpitalu w domu, w otoczeniu rodziny po dwóch latach nieskutecznych jak się okazało zmagań z chorobą.


ReligaZe śmiercią nie bardzo sobie radzimy. Nie wiemy, jak się wobec niej zachować. Traktujemy nieledwie jak coś wstydliwego. Wręcz niewłaściwego. On, gdy zachorował, poinformował o tym publicznie. Był wtedy członkiem rządu i uznał, że stanowi to jego obowiązek. O jego chorobie wiedzieli więc wszyscy. Także o tym, jak jest poważna. Ale jakoś dlatego stanowiła dla wielu zaskoczenie. Nie da się tego sensownie opisać. Chodzi chyba o to, że zwykle ten odstęp czasowy jest bardzo krótki, tu jednak trwało to dwa lata. Jakbyśmy się z tym oswoili (wiedzieliśmy przecież) i niezależnie od tego, jak to słowo zabrzmi w tym miejscu niewłaściwie, znudzili. Stało się to tak, jak to często (zbyt często) dzieje się naprawdę. Jeśli to trwa zbyt długo przestajemy z czasem wierzyć, że to się wydarzy naprawdę. I dajemy się zaskoczyć. Przed śmiercią odmówił kontynuacji leczenia chemioterapią, bo wiedział, że szansa na jej powodzenie jest już znikoma. Nie trzymał się życia za wszelka cenę. Dzięki temu umarł tak jak chciał, nie w szpitalu ale w domu. Nie chodzi tu o wszczynanie debaty o eutanazji (profesor był jej zresztą zdecydowanie przeciwny) ale samo zmierzenie się ze śmiercią i jej nieuchronnością. On sam do tego o czym my zwykle nie chcemy nawet pomyśleć, podchodził spokojnie. W jednym ze swoich ostatnich wywiadów na pytanie, czym jest dlań śmierć odpowiedział, że snem, tyle, że wiecznym. A na pytanie, czy boi się śmierci odpowiedział krótko, że nie. Bo to oznacza tyle, że po prostu go nie będzie. Poza tym nic nie zmieni się na świecie.

Był ważny nie tylko dlatego, że przeprowadził pierwszy w Polsce przeszczep serca. Był ważny, bo przeprowadził ich jeszcze wiele. Bo stworzył cały zespół, z którego wyszli jego następcy. Połowa pracujących w Polsce kardiochirurgów to jego uczniowie. On sam nawet bardziej niż z tamtej pierwszej operacji i kolejnych dumny był ze sztucznej komory serca. Jest ona u nas jakoś niedoceniana, w mechanicznym urządzeniu nie ma tej tajemnicy czy przekroczenia tabu, jak w przypadku przeszczepu serca ale to ono wielu pozwoliło dożyć chwili, gdy taki przeszczep prawdziwego już serca stał się możliwy, bo znalazł się dawca.

Nie zgodzimy się tylko z jednym stwierdzeniem z tamtego wywiadu, że jak mówił w jego śmierć nic a nic nie zmieni świata. Zubożyła go, tak jak zubaża go śmierć każdego człowieka.


Wykorzystaliśmy piękne zdjęcie Filipa Klimaszewskiego z Agencji Gazeta.

 

 

Magazyn przedsiębiorcy