Google AdWords i inne narzędzia Google’a
majowa kawa z ekspertem
Tym razem naszego eksperta zapytaliśmy o narzędzia Google, a w szczególności o Google AdWords. Wybór eksperta nie był przypadkowy, Janusz Kamiński jest specjalistą w tym zakresie, a Agencja Trakido, której jest właścicielem (diamentowy członek naszego klubu), to certyfikowany partner Google. Warto więc płacić za to, aby nasza strona pojawiła się w wynikach wyszukiwania, mimo, że zostanie opatrzona dopiskiem link sponsorowany?
Warto. Dla wielu korzystających z wyszukiwarki to i tak bez znaczenia. Nie zwracają na to uwagi. Nie zawsze mamy też czas, aby zadbać o właściwe pozycjonowanie strony. Tak, jak w przypadku pozycjonowania naturalnego, „obstawiamy” konkretne słowa bądź zwroty. I co może najważniejsze, zasadą, że i tak zapłacimy za to, na ile będzie to skuteczne, płacimy bowiem za kliknięcie w nasz link. Google AdWords to także reklamy pojawiające się na stronach współpracujących z Google. Inaczej jednak niż w radiu i telewizji, nie zobaczy ich każdy, kto wejdzie na taką stronę, ale konkretna grupa odbiorców, według dobranych przez nas kryteriów. Jeśli mamy produkt skierowany tylko do kobiet bądź mężczyzn, zobaczą go tylko kobiety lub tylko mężczyźni. Kryteriów może być znacznie więcej, w tym wykształcenie, poziom dochodów, czy nasze hobby. I po prostu to czego szukaliśmy w Internecie, korzystając z wyszukiwarki. Ale informacje o sobie pozostawiamy na niemal każdej stronie, którą odwiedzamy. Używa się do tego tzw. ciasteczek (cookies) i zwykle strony nas o tym zresztą informują, bo mają taki obowiązek. Nie ma w tym więc nic dziwnego, że my zobaczymy jakąś reklamę, a ktoś inny odwiedzający tę samą stronę w tym samym czasie, zupełnie inną. I tu również obowiązuje zasada płacenia za kliknięcie, za reklamę zignorowana płacić nie musimy.
Oczywiście samo to, że ktoś odwiedzi naszą stronę, nie oznacza od razu sukcesu w postaci sprzedaży. Google nic za nas nie sprzeda, o to, by nasza oferta była atrakcyjna, zadbać musimy już sami. Google pomaga nam jednak i to często bardzo skutecznie, w dotarciu do potencjalnych klientów z informacją o nas i naszej ofercie.
Więcej, Google oferuje nam i to już bezpłatnie (!), narzędzia pozwalające ocenić, czy robimy to dobrze. O tym już o dziwo, nie każdy wie i jeszcze mniej osób z tego korzysta. Google Analitics pozwala nam ocenić, czy kontakt z nasza stroną kończy się na jednym kliknięciu, co zazwyczaj oznacza, że odwiedzający ją nie znalazł na niej nic ciekawego (tzw. wskaźnik porzucenia), czy spędził na niej więcej czasu. Jeśli spędził na niej więcej czasu, to jest to nasz potencjalny klient. Jest oczywiście możliwe, że ostatecznie kupi od konkurencji, ale nasza oferta go zainteresowała i poświęcił jej uwagę. Była jedną z ofert, którą rozważał. Jeśli po wynikach sprzedaży widzimy, że przegrywamy jednak z konkurencją, warto się przyjrzeć jej ofercie, co w niej jest, czego u nas nie ma. Ale miarę tego, czy dotarła ona do adresata mamy i co więcej, możemy to śledzić na bieżąco. I na bieżąco modyfikować naszą kampanię.
To nie były jedyne tematy, które były poruszane podczas prelekcji i dyskusji, która po niej nastąpiła. Mowa była jeszcze o Facebooku i mailingu. Ale czekało nas jeszcze pyszne śniadanie w orientalnym stylu, na które osobiście zaprosiła nas Monika Marzec, właścicielka restauracji ToBaYa, której nazwa to skrót od nazw trzech miast, będących symbolami trzech orientalnych kuchni, które są tam w menu: To, jak Tokio, Ba, jak Bangkok i Ya, jak Yakarta, u nas zwykle zapisywana fonetycznie, jako Dżakarta, stolica Indonezji. Nie zabrakło pysznego sushi, ale było też coś na gorąco. I czas na rozmowę w klubowym gronie...
Ze względu na zainteresowanie, jakie wzbudził ten temat, wygląda, że nie skończy się na tym jednym spotkaniu.
partner | partner merytoryczny |