Otwarcie restauracji Stara Izba na Rancho pod Bocianem
Tak jak wszyscy klubowicze zostaliśmy zaproszeni na otwarcie Starej Izby. Nowej restauracji na Rancho pod Bocianem. Było to jedno z tych zaproszeń, których nie wypada odrzucić. Nie – złe słowo. Z których nie skorzystać byłoby niemądrze. Bo o miejscowej kuchni (i jej zaletach) już co nieco wiemy.
Z dotarciem na miejsce nie mieliśmy problemów. Jedzie się do skrzyżowania w Jankach i tam skręca nie na „gierkówkę” (do Katowic) ale w lewo na Kraków. Skręt z szosy krakowskiej w prawo, w boczną drogę, oznakowany jest jak należy, na drogowskazie nazwa wsi: Przypki. Niezbyt szeroka ale dobrze utrzymana asfaltowa droga. Jeszcze jeden w lewo skręt (jest drogowskaz z nazwą Rancho) i skrzyżowanie, które może sprawić kłopot. Można pojechać w prawo, w lewo bądź prosto. My wiemy, że trzeba pojechać w prawo i po chwili jesteśmy na miejscu. Podjazd. Na wysypanym żwirkiem obszernym parkingu niewiele samochodów ale tak bardzo nie chcieliśmy się spóźnić, że wyjechaliśmy trochę wcześniej i też wcześniej, przed czasem jesteśmy. Parking zapełni się wkrótce. Potężny drewniany budynek w całej okazałości zaprezentuje się nam za chwilę, ponieważ do drogi i parkingu, na którym zostawiliśmy samochód, jest obrócony bokiem. Stojąc przed nim łatwo zrozumieć, dlaczego potocznie nazywany jest dworem. Z racji pełnionej funkcji nazwać by go raczej należało karczmą ale ta nazwa jakoś do niego nie pasuje. Przed wejściem rozstawiany jest już grill. Pod drewnianymi wiatami czekają na gości ławy i stoły. Na szczęście przestało padać, bo rano nad Warszawą i tu też przeszła ulewa. Obszerne wnętrza dworu bez trudu co prawda pomieściłyby wszystkich gości ale grill najlepiej jednak smakuje na powietrzu. Zresztą we wnętrzu też trwają ostatnie przygotowania, którym przyglądamy się po przywitaniu z zabieganymi gospodarzami. W wielkiej sali na parterze na środku stoi wielki, zastawiony już jadłem stół. Sala jest na tyle obszerna, że jest jeszcze miejsce, które posłuży za parkiet. Rozstawił się już ze swoim sprzętem didżej. Płonie ogień w wielkim kominku. Zaglądamy też na górę, gdzie w nieco tylko mniej obszernej sali na poddaszu odbędą się artystyczne występy. I przede wszystkim do Starej Izby. Zajmującą alkierz po lewej stronie od głównego wejścia nowa restauracja w pełni zasługuje na swoją nazwę. To jakby izba starej karczmy. Stoły, ławy. Wielki prawdziwy kominek. Tak jak główna sala zachwycała swoim ogromem, tak tu podoba się przede wszystkim kameralność, przytulność tego wnętrza. Po prostu chce się usiąść i coś zamówić. Ale my tu jesteśmy gośćmi i nic zamawiać nie musimy. O wszystko zatroszczą się gospodarze, którzy już witają coraz liczniej napływających gości. My też się witamy, wśród nich jest wielu klubowiczów i wielu naszych znajomych. Na wszystkich Rancho robi wrażenie, a przecież w wir różnych przygotowanych przez gospodarzy atrakcji dopiero się rzucamy. Grill. Pyszny jest szaszłyk z kurczaka. Pyszna karkówka i żeberka. Ale nic nie może dorównać wędzonce i wędzonej kiełbasie. Gorącej jeszcze, wprost z własnej wędzarni. Jeśli nie wszystkiego spróbowaliśmy (a przecież to wciąż dopiero początek), to dlatego, że od ludzi z dawnych czasów różni nas ograniczona pojemność naszych żołądków, co z żalem przyznajemy. W środku na stole zimne mięsa i sałaty przeróżne. Wspaniały staropolski żur z kiełbasą, a gdy ten się skończy dolewka: wołowina duszona z grzybami. Zaraz będą i inne dania gorące. Te pierogi ze szpinakiem są przepyszne. Jak można nie lubić szpinaku? A na stołach z boku czekają jeszcze ciasta. Wśród nich wspaniały sernik! Po prostu nie dajemy rady, aby wszystkiego, choćby po troszku, spróbować. I jeszcze tyskie piwo. I wina, wśród których możemy przebierać sami lub poradzić się. My zapytaliśmy o wino, które by w smaku przypominało malagę (ta właśnie na degustacji zorganizowanej przez nasz klub dobrego wina zasmakowała nam najbardziej) i nasz kieliszek zapełnił się winem, które malagą nie było, malagi nie udawało ale w smaku miało to coś, co powodowało, że jeśli tamte nas zachwyciło, to i to też musiało. To jest znawstwo! Opisujemy to tak dokładnie, bo to co jedliśmy nie było tylko na tą specjalną okazję przygotowane ale to codzienne jak nas zapewniono menu Starej Izby ! I dlatego opisania wymagało.
Ale na atrakcjach stołu się nie skończyło. Na niebie nad Rancho pojawiła się dowcipnie zapowiedziana jako F16 motolotnia, którą mogliśmy podziwiać tak wysoko na niebie, jak i zupełnie z bliska, bo wylądowała wśród gości. W niebo nikt się nie wzniósł (motolotnia nie miała miejsca na pasażera) ale kto chciał, mógł się przejechać quadem, albo (tu już tylko jako pasażer) bryczką. Potem zaproszono nas na górę, do tej sali, gdzie miały się odbyć występy artystyczne. Czyli coś dla ducha (co do ciała, to na chwilę przerwy przystało aż nadto skwapliwie). Najpierw wystąpiły młode talenty. Pozostająca pod opieką fundacji fundacji Anny Dymnej niewidoma od urodzenia Zuzia Osuchowska, laureatka festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty, tylko przez moment czuła się niepewnie, dopóki nie zaczęła śpiewać. Zachwycił też Amadeusz, najmłodszy śpiewak operowy Europy, jak go zapowiedziano i w tym określeniu nie było żadnej przesady. A potem wystąpili Bożena Zawiślak-Dolny, jeden z najlepszych polskich mezzosopranów, primadonna opery krakowskiej oraz tenor Iwo Orłowski, na co dzień solista Teatru Muzycznego z Łodzi. Był to występ godny sali operetki. Najlepszej. Wiązanka jej przebojów zaśpiewanych solo i w duecie, i nie tylko zaśpiewanych, bo zatańczonych także. Poznaliśmy mistrzów tej sztuki. Do tego garść scenicznych anegdot, które Iwo Orłowski umie opowiadać jak mało kto. Bez bisów się nie obeszło ale czy to trzeba dodawać? I inaczej niż w operetce, zamiast udać się do szatni udaliśmy się znów na dół, gdzie zatańczyć mógł każdy, kto jeszcze miał na to dość siły. A kto ich nie miał lub nie miał po prostu ochoty, wrócił do suto wciąż zastawionego stołu. Zabawa trwała jeszcze długo. Można też było wspomóc fundację Anny Dymnej , tą pod której opieką pozostaje Zuzia Osuchowską. Na jej rzecz przeznaczony był dochód ze sprzedaży obrazów Artura Burdziłowskiego i niejeden z gości (w tym i klubowicze) z tymi obrazami z Rancho wyjechał.
Inauguracja Starej Izby wypadła imponująco. Kuchnia Starej Izby nie jest niezwykła, to są smaki jakie znamy, jakie wszyscy lubimy ale wszystko jest tu jeszcze jakby smaczniejsze. I na tym polega jej magia. Skoro się nachwalić nie możemy, to wypada wymienić tych, którym tę ucztę zawdzięczamy: szefa kuchni Dariusza Balcerzaka i kucharza Michała Kapciaka. Tamtą magię wspomaga magia wnętrza, wnętrza przytulnego, swojskiego. Gospodarze Ryszard i Barbara Domżał mogą czuć się dumni ze swojego pomysłu. Niezadowolonych nie było, a wielu z gości obiecywało sobie wrócić tu już wkrótce. Niektórzy już to sobie zapewnili. Nie wspomnieliśmy bowiem o loterii, na której można było wygrać pobyt na Rancho. Wśród tych, którzy wygrali był też jeden z naszych klubowiczów. Bo trzeba dodać, że Rancho ma także pokoje gościnne i możemy wpaść tu na dłużej, a atrakcje jakie oferuje to nie tylko atrakcje kulinarne. O niektórych wspomnieliśmy, o innych można przeczytać na ich stronie internetowej. Co jeszcze możemy dodać? To, że my także (w tym prezes Europejskiego Forum Przedsiębiorczości, Barbara Jończyk, jak zwykle w roli duszy towarzystwa) bawiliśmy się naprawdę dobrze. I że wrócimy tu na pewno.
Przypki k. Tarczyna
ul. Nadarzyńska 15
05-555 Tarczyn
tel. 022 736 99 15
tel. 0500 29 85 85
fax 022 736 99 16
biuro@bocianierancho.pl
jak dojechać (kliknij)