XX Zawody Wędkarskie Aktorów im. Mariana Łącza
patronat klubu i magazynu przedsiębiorcy@eu
Kobiety też wędkują i też biorą udział w zawodach wędkarskich, powszechnie jednak przyjmuje się, że nie mają szans w rywalizacji z mężczyznami. Przekonaniu temu uległa również organizatorka zawodów, Laura Łącz, choć sama jest kobietą (i oczywiście zapaloną wędkarką), stąd osobny puchar dla najlepszej kobiety, będący swego rodzaju nagrodą pocieszenia. Wszystko to wzięło w łeb (dosłownie), bo rywalizację wygrała Izabela Trojanowska, ona też otrzymała tradycyjny puchar za największą złowioną rybę i oczywiście puchar dla najlepszej kobiety.
Zawody, a te były jubileuszowe, już dwudzieste, organizowane są dla uczczenia pamięci Mariana Łącza, niezapomnianego mistrza ról drugoplanowych. Mniej osób wie, że był także świetnym piłkarzem, zagrał nawet w reprezentacji Polski, ale gdy przyszło wybrać pomiędzy aktorstwem a piłką, wybrał aktorstwo. Ciekawe, czy ktokolwiek dziś dokonałby takiego wyboru? Z piłką tak całkiem nie zerwał, już na amatorskim poziomie, zarażając swoją pasją kolegów ze szkoły teatralnej, o czym przypomniał jego przyjaciel Ignacy Gogolewski, dziś, ze względu na wiek uczestniczący w zawodach już tylko jako kibic. Z drugą pasją, wędkarstwem ani myślał jednak zrywać. Więcej, zaraził nią swoją córkę, również znakomitą aktorkę, Laurę Łącz. I to ona wpadła na pomysł tak nietypowego uczczenia jego pamięci.
W zawodach na początku brali udział tylko aktorzy, wyjątek uczyniono dla już nieżyjącego redaktora Andrzeja Turskiego, który ma swoją ławeczkę na Rancho pod Bocianem, gdzie rozgrywane były zawody. I prof. Zbigniewa Religi, którego w tym roku symbolicznie zastępował biorący udział w zawodach syn. Potem dołączyli kolejni dziennikarze, muzycy, jak Beata Tyszkiewicz. I satyrycy, jak Krzysztof Daukszewicz.
Przez te lata zawody organizowane były w różnych miejscach. Zanim trafiły na Rancho pod Bocianem, odbywały się w Białobrzegach. Zamienione w stawy starorzecze Pilicy było piękne, pomiędzy zawodnikami kręcili się zaciekawienie mieszkańcy, problem był tylko z rybami, które rzadko miały więcej niż kilka centymetrów. Na Rancho pod Bocianem zawody przeniosły się trzy lata temu jednak nie z powodu wielkości ryb, ale sytuacji awaryjnej, gdy nie udało się po powodzi przygotować na czas łowiska. I na nagrodzonym Perłą EuroTurystyki Rancho pod Bocianem już pozostały, bo czego, jak czego, ale ryb tu nie brakuje. Tegoroczne zawody odbyły się równo dzień po organizowanej przez Klub Integracji Europejskiej Letniej Gali Przedsiębiorców, podczas której wręczono Perły EuroTurystyki jej kolejnemu laureatowi. Ale to taka uwaga na boku.
Zawody wędkarskie tym różnią się od wszelkich innych, że nikt tu nie spręża się do wysiłku przed ostatnią prostą czy ostatnią rundą. Brak jest tego charakterystycznego dla wszystkich innych dziedzin sportu nerwowego napięcia. Panuje cisza i spokój, przerywana tylko od czasu do czasu okrzykami radości, gdy uda się złowić jakiś większy okaz. Gdyby to nie były zawody, pewnie byśmy usłyszeli też niecenzuralną wiązankę, gdy ryba zerwała się z haczyka. Ale tu oczywiście nie było o tym mowy. Inne jest też zakończenie, jako że są to zawody, złowione ryby, zaraz po ich zważeniu przez sędziów, trafiają do wody. Dla wątpiących, czy to prawda, uwieczniliśmy to na zdjęciach. Ci, których dopuszczono do wystąpienia w roli kibiców, mogli zobaczyć te chwile triumfu i chwile porażek. A czasem, jeśli znali się na tym, także coś doradzić. Bo inaczej niż w Białobrzegach, zawody miały charakter zamknięty i prawo do ich śledzenia na żywo mieli tylko wybrańcy. Sukces zależał od umiejętności, ale trochę też od szczęścia, choćby wylosowanego łowiska. Zawsze są bowiem te lepsze i te gorsze. Dlatego są one zawsze podczas zawodów losowane. Czasem to szczęście, czy raczej pech (w przypadku wędkowania pech zdarza się częściej) są najzupełniej dosłowne. Jak trzy lata temu, gdy Emilianowi Kamińskiemu nie udało się wyciągnąć ryby, bo złamała mu się wędka. Z takich przypadków zbudowane są wędkarskie opowieści. W tym roku rozpiętości w wynikach były wyjątkowo duże. Najlepsi mieli nawet dwadzieścia kilogramów złowionych ryb, podczas gdy byli też tacy, którzy nie złowili ani jednej ryby. Zmieniła się też w porównaniu do poprzednich zawodów „geografia” łowiska. Najlepsze stanowiska rok, czy dwa lata temu, nie zawsze były nimi w tym roku.
Zawody zawsze, o czym była już mowa, rozpoczynają się losowaniem stanowisk. Zawsze też kończą się sygnałem nakazującym wyciągnięcie wędek z wody. W tym wypadku był on grany na trąbce, to także tradycja zawodów aktorów. A potem następuje ważenie. Na każdym kolejnym stanowisku bywa tłumniej, bo dołączają się ci, których ryby już zważono, ciekawi, jak wypadli ich konkurenci. Jeszcze chwila przerwy na spisanie protokołu i następuje ogłoszenie wyników.
Nietypowo trzeba było rozpocząć od zwycięzcy, który już spieszył na koncert, bo zwykle zaczyna się od tych, którzy zajęli ostatnie miejsca. Ceremonia w tym wypadku trochę potrwała, bo do wręczenia Izabeli Trojanowskiej były aż trzy puchary. Za zwycięstwo (21,9 kg), za największą złowioną rybę (1,9 kg) i dla najlepszej kobiety. Za pierwsze miejsce był Puchar Tele Tygodnia wydawnictwa Bauer, ten najbardziej poczytny w Polsce tygodnik (prawie milion sprzedawanych egzemplarzy), zawsze też obszernie zawody relacjonuje. Ufundowane przez Muschelka Group puchary za największą rybę i dla najlepszej kobiety wręczył natomiast Izabeli Trojanowskiej nasz klubowicz, producent filmowy i prezes Muschelka Group Robert Ziółek. Puchar za drugie miejsce ufundował Klub Integracji Europejskiej i osobiście (…) wręczyła go prezes Barbara Jończyk. Trzecie, ostatnie miejsce na podium zajął (…) (wynik). Wszyscy obsypani też zostali dosłownie deszczem nagród, na przykład Izabela Trojanowska jako zdobywczyni pierwszego miejsca otrzymała prawdziwy diament ufundowany przez naszego klubowicza, firmę Mart Diamond. Deszcz nagród, oczywiście już skromniejszych, spadł też na pozostałych uczestników, nawet tych, którzy nie złowili ani jednej ryby. W tym wypadku były to oczywiście nagrody pocieszenia. A w przyszłym roku ostatni mogą być też pierwszymi, co się zresztą już zdarzało.
Nagrodzona została też sama organizatorka. Jubileuszowe zawody były okazją do wręczenia jej medalu Polskiego Związku Wędkarskiego.
Złowione ryby wróciły oczywiście do wody, co nie znaczy, że rybki nie można było przekąsić (oczywiście były to ryby złowione wcześniej), były zresztą nie tylko ryby, a o wszystko zadbał gospodarz, Rancho pod Bocianem.
A resztę możecie zobaczyć na zdjęciach zamieszczonych w naszej galerii.
Zdjęcia w dużym formacie można pobrać natomiast stąd.