GO TO INNOVATION
klub i magazyn przedsiębiorcy@eu partnerami
Gwoździem programu konferencji było wystąpienie Piotra Czarneckiego, prezesa Raiffeisen Polbanku. Wbrew temu, czego można by się spodziewać, także patrząc w program konferencji, nie padło słowo na temat oferty banku. Było tym, co w dzisiejszym biznesie piszczy, o tym, bo to jest właśnie najważniejsze, że przegranym jest nie tylko ten, kto nie nadąża, ale i ten, kto nie potrafi się wysunąć na czoło. Być innowacyjnym to dziś przymus. Padło mnóstwo przykładów, począwszy od innowacyjnych usług finansowych, które nie mogłyby istnieć, gdyby nie istniały banki użyczające im tego, co można, biorąc termin z informatyki, nazwać hardwarem, ale to nie one spijają śmietankę, bo na softwarze zarabia się najwięcej.
Właśnie te innowacyjne przedsięwzięcia wzięły na siebie w dużym stopniu finansowanie wszelkich innowacyjnych przedsięwzięć. Tu najbardziej znanym hasłem jest crowdfunding. Ale te nowoczesne usługi finansowe obecne są coraz częściej także w życiu nas wszystkich, wchodząc w rolę banków udzielając pożyczek na wszystko. Nieco mniej widać to w Polsce, bo działające w Polsce banki korzystając z premii za zacofanie przeskoczyły od razu w XXI wiek i zaczęły działać online. Pewne innowacyjne rozwiązania robiące furorę za oceanem u na śmieszą, jak choćby płatności przez portale społecznościowe. Tu akurat jesteśmy nowocześni, ale w wielu innych dziedzinach już nie. A dziś zarabia się na byciu nowoczesnym, na byciu innowacyjnym. W porównaniu do tego, kto tworzy innowacyjne rozwiązania, producent korzystający z licencji, a już na pewno ten, który robi to na zamówienie, zarabia bardzo niewiele. A tu niestety za bardzo nie błyszczymy. Padł tu przykład z zagranicy, ale firmy obecnej także w Polsce, bo dla firm internetowych nie ma granic: Under Armour. Umiejętnie wykorzystując możliwości portali społecznościowych, rzuciła ona rękawicę takim gigantom branży, jak Addidas i Nike. Znając potrzeby ich użytkowników mogła ona zaproponować im dobrze i indywidulanie dobraną ofertę strojów i obuwia. Tak oszczędzali na reklamie, a niewielka ilość sklepów stacjonarnych, traktowanych tylko jako dodatek, obniżała koszty samej sprzedaży. Już potem dowiedziałem się, że nie wszystko złoto, co się błyszczy. Dobry pomysł dał sukces, ale kierujących firmą ten sukces zaślepił, próbowali podbić zbyt wiele segmentów rynku i po prostu przeinwestowali. Wyniki za ten rok nie są dobre, a i następny pewnie nie będzie sukcesem. Rozwaga w biznesie jest jednak cnotą, ale z drugiej strony, kto nie mierzy sił na zamiary, kto nie zaryzykuje, ten nie osiągnie sukcesu. Inny przykład, który padł, a który pewnie nie skończy się za dobrze, to „drukowanie” domów za pomocą drukarki cyfrowej. Nowoczesna technologia może przynieść spektakularny sukces, jeśli rozwiązuje jakieś problemy, tu mieliśmy przykład, gdzie była ona wykorzystywana równolegle do rozwiązań rodem sprzed pół wieku co najmniej. I akurat to tamte i wykonywane z ich pomocą elementy stanowiły elementy krytyczne w procesie budowy. To temat na osobny artykuł, ale zwracam na to uwagę, że robiąc biznes trzeba być odpornym na fantastyczne wizje roztaczane przez twórców innowacji. Trzeba na nie spojrzeć chłodnym okiem. A jak sami na czymś się nie znamy, zasięgnąć opinii ludzi lepiej zorientowanych. Ale wniosek generalny jest niezmienny, kto nie weźmie udział w tym wyścigu, ten już przegrał.
Druga część to było spotkanie z The Heart, którzy wspierają technologiczne startupy, by jak już im się powiedzie pozwolić je pożreć wielkim graczom. Wielkie koncerny mają oczywiście swoje działy badawczo-rozwojowe i wiele innowacji powstaje właśnie tam, ale postęp techniczny trudno zaplanować, często to ktoś inny wpadnie na ten właściwy pomysł, bo miał szczęście lub zdecydował się poszukać tam, gdzie inni uważali, że nie warto. Zamiast okrywać po raz drugi już odkryte (są zresztą prawa patentowe), wielkie koncerny kupują założone przez takich innowatorów firmy z całym ich know-how. Wizja mało romantyczna, współczesny twórca wynalazku nie powtórzy już drogi Thomasa Edisona, ale i wtedy nieczęsto tak naprawdę się to zdarzało. Ale dobrze zarobi. Ten model biznesu, czy raczej – to nas bardziej obchodzi – wspierania postępu technicznego napędza wciąż przodująca w tej dziedzinie gospodarkę USA i być może uda się go zaszczepić także na Starym Kontynencie. The Heart ma od niedawna swoje biuro także w Warszawie.
Trzecia część była poświęcona bardziej tradycyjnym, czy raczej lepiej znanym sposobom pozyskiwania środków na innowacje, czyli dotacjom z funduszy europejskich. Co trzeba mocno podkreślić, są to środki na wspieranie innowacyjności i nie dostaniemy ich po prostu po to, byśmy kupili sobie nowe, choćby najnowocześniejsze maszyny. Są na rzeczy nowe, nowe pomysły, nowe technologie i mają nas zachęcić do podejmowania ryzyka. Jest ich całkiem sporo, ale nie tak łatwo je dostać. Trzeba nieraz nieźle się nagłówkować, można powiedzieć, że to pierwszy egzamin dla innowacyjnych. Na pocieszenie, możemy tu liczyć na podpowiedzi, a nawet ściągać od innych. Kopiować cudzych patentów oczywiście nie wolno, ale podejrzeć jak inni uzasadniają wnioski o dotacje i wykorzystać to, jeśli się sprawdza, można jak najbardziej. Można było, zresztą, na miejscu, od razu, skorzystać z możliwości konsultacji z ekspertami.
A na koniec był jeszcze pokaz filmu „Na skrzydłach marzeń” w planetarium Centrum Nauki Kopernik. Wykorzystano tu oczywiście okazję, bo spotkanie odbywało się w Centrum (ma ono też część konferencyjną). I to była najmniej udana część konferencji, z pokazu wyszedłem po prostu wściekły. Co z tego, że było w 3D, skoro wizję tego, jak człowiek zawojował przestrzeń powietrzną, jak uniósł się w powietrze pokazano w sposób skrajnie sztampowy, według najgorszych wzorców z podręcznika szkolnego? Tej własnej produkcji Centrum Nauki Kopernik nie polecam, omijajcie ją z daleka. Ale warto kupić bilet do centrum i zwiedzić ekspozycję. Tam już schematy z podręczników są łamane bezwzględnie, brutalnie. Tam przekonują, że świat nauki jest piękny i fascynujący. Tam wychowują przyszłych wynalazców. Wierzę, że przekonamy się o tym już za kilka lat…
Rafał Korzeniewski