administrator
16 lipca

Europę stać na więcej !  

Nowa Agenda dla Unii Europejskiej 

To tytuł raportu przygotowanego przez grupę refleksyjną stworzoną przez demosEUROPA – Centrum Strategii Europejskiej  oraz tygodnik Polityka i grupę zaproszonych przez nich ekspertów. Na jego prezentację do centrum prasowego w  Domu Dziennikarza na Foksal zaprosił nas nasz partner, demosEUROPA.


Tytuł raportu dobrze oddaje jego zawartość. Polskie społeczeństwo jest społeczeństwem euroentuzjastów, polscy politycy wydają się tego entuzjazmu nie podzielać. Hasło Nicea albo śmierć, wskrzeszony protokół z Joaniny, pierwiastek… Szczegółów pewnie już nie pamiętamy, nie są wręcz tego warte, ale łączy je jedno – obawa przed Unią. Są oczywiście przykłady pozytywne: czas pomarańczowej rewolucji na Ukrainie, zabiegi o jej członkowstwo czy pomysł paktu bezpieczeństwa w zakresie polityki energetycznej. I Partnerstwo Wschodnie, które jeszcze trzeba wypełnić konkretną treścią, acz pierwszy krok został zrobiony. Ze skutecznością bywa różnie ale tu akurat nie o to chodzi. Chodzi o to, że tych pomysłów jest tak niewiele. Zupełnie zaś brak jest bardziej całościowych wizji, a przecież całkiem niedługo Polska obejmie prezydencję w Unii i pytanie w wielu szczegółowych  sprawach padną (i tych bardzo zasadniczych oczywiście też). Jak na nie odpowiemy? Będziemy mieli w ogóle jakąś odpowiedź? Na razie wolimy postawę petenta, zabiegającego o różne „prywatne” (czytaj polskie) interesy, przede wszystkim o pieniądze ale taka postawa jednemu z większych krajów Unii i największemu spośród tych przyjętych w ostatnich latach po prostu nie przystoi. Ten raport jest tu przełomem, grupa ekspertów stojących bardzo blisko polityki ale nie zaangażowanych w nią wprost (z jednym wyjątkiem, Andrzeja Olechowskiego, który dopiero co zadeklarował powrót do czynnej polityki) taką wizję zaproponowała. Co ciekawe, przygotowany przez nich raport został od razu opublikowany zarówno po polsku, jak i po angielsku, w dzisiejszej lingua franca Unii Europejskiej i w ogóle świata. Czyli w postaci gotowej, aby stać się przedmiotem dyskusji nie tylko w Polsce.

Co proponują? Po klęsce traktatu konstytucyjnego, wymęczony kompromis jakim jest traktat z Lizbony, nawet jeśli wejdzie w życie, będzie owszem użytecznym narzędziem ale nie da Unii kopa. Na nowy wielki projekt w stylu traktatu konstytucyjnego to chyba nie czas, zbyt trudno byłoby go dziś uzgodnić i chyba w warunkach kryzysu nie bardzo mamy na to czas. Do tego byłyby to wciąż tylko ramy, które trzeba wypełnić konkretną polityką. Dlatego lepiej skoncentrować się na kilku rzeczywiście ważnych, węzłowych kwestiach i tam zaproponować konkretne rozwiązania. Ujmując je potem w postaci traktatów „tematycznych”. Nie oznacza to wcale polityki małych kroków, przeciwnie, chodzi o kroki duże – tylko droga do celu jest inna.

Autorzy nie wahają się napisać, że Unia powinna zacząć wreszcie mówić jednym głosem. Jeden europejski głos w G20 będzie więcej znaczył niż obecnych osiem (oprócz sześciu państw – członków Unii jest tam reprezentowana przez kraj sprawujący w niej prezydencję, a w obradach bierze też udział Europejski Bank Centralny). W ogóle świat przyszłości widzą autorzy inaczej niż wielu z nas. To świat w którym na globalne mocarstwo obok Stanów Zjednoczonych wyrastają Chiny, a trzecim może być właśnie Europa. O ile się zdecyduje. To, czy będzie to G2 czy G3 zależy, można powiedzieć, od nas.

Na tym tle zaskakują dość skromne propozycje jeśli idzie o bezpieczeństwo. Dziś to dziedzina leżąca w praktyce poza kompetencjami Unii, za bezpieczeństwo w Europie odpowiada NATO, a polityka Unii i NATO nie jest w żaden sposób skoordynowana. Autorzy raportu proponują aby to zmienić. Unia powinna z NATO jak najbliżej współpracować, a jej przedstawiciel uczestniczyć w obradach władz NATO. Powinna dysponować własnymi siłami szybkiego reagowania i dysponować transportem strategicznym. Autorzy raportu dostrzegają niewspółmierność pomiędzy ponoszonymi przez państwa europejskie wydatkami na obronę a efektem, polegającym na bezustannym oglądaniu się na USA, tego dziś rzeczywistego gwaranta bezpieczeństwa Europy. Może jednak czas na rzeczywiście duży krok i budowę wspólnej europejskiej armii? Nie tylko wspólne zakupy uzbrojenia ale i pewien podział obowiązków, wręcz militarną specjalizację poszczególnych krajów, by te koszty ograniczyć jeszcze bardziej. Ten krok może być znacznie większy niż proponują autorzy raportu, a że są to koncepcje poważnie rozważane, to ośmielamy się też o nich wspomnieć.

Odważnie (to słowo jeszcze się pojawi ale tu paść powinno) piszą autorzy raportu o poszerzaniu Unii. Dla nich to być albo nie być Unii. Unia, która z rozszerzania rezygnuje przekreśla swoje zasady ale nie tylko o to chodzi. Unia nie doszła jeszcze do żadnych swych naturalnych granic, jeżeli w ogóle takie potrafimy określić. Jest projektem wciąż nie skończonym. Pada nazwa tylko jednego kraju, który w wizji rozszerzenia żadną miara nie powinien być pominięty. I nie jest to Ukraina. Pewnie, zapytani o to, autorzy raportu odpowiedzieliby, że wśród krajów, o które Unia powinna się rozszerzyć, które brać powinna pod uwagę, Ukraina oczywiście być musi. Ale wymienili inny kraj: Turcję. Rzut oka na mapę wyjaśnia dlaczego, dlaczego Unia Turcji tak bardzo potrzebuje. Trudno o postulat mniej w Europie popularny, trudno o polityka, który stanie przed tą mapą i powie, proszę, spójrzcie tu. Ale nawet jeśli taki się znajdzie, to nie wróżymy mu powodzenia. Dziś wszyscy wolą znajdywać uzasadnienia dlaczego nie i dotyczy to też różnych ekspertów. Oni też wolą się nie narażać opinii publicznej. Dlatego napisaliśmy o odwadze. W raporcie pada zresztą jeszcze inny argument za, może nawet bardziej zasadniczy.

Odważnie postawiono też sprawę imigracji. Dla autorów raportu jest jasne, że starzejąca się Europa potrzebuje imigrantów. Sytuacja jest bezprecedensowa w historii, nikt się jeszcze z nią zetknął i stąd powaga wyzwania. Już za parę lat ponad połowa Europejczyków będzie miała ponad pięćdziesiąt lat. Programy aktywizacji zawodowej pięćdziesięciolatków nie są więc żadną fanaberią, a zwykłą koniecznością. Tak, jak i zachęty do późniejszego przechodzenia na emeryturę. Nie da się raczej uniknąć podniesienia wieku emerytalnego (co jest propozycją bardzo niepopularną). Najtrudniejszą jednak sprawą jest pogodzenie się z koniecznością akceptacji dużej skali imigracji, a politycy podlegają kryterium wyborczemu (polityk, który oświadczy: potrzebujemy imigrantów, żadnych wyborów nie wygra). Mniej kontrowersyjny jest postulat ujednolicenia polityki imigracyjnej. Bo jest oczywiste, że w warunkach praktycznie swobodnego przepływu ludności wewnątrz Unii jest to warunek skuteczności jakiejkolwiek polityki w tej dziedzinie. Praktycznie to jednak nie wychodzi, różne kraje mają tu różne priorytety, różne cele, dochodzą jeszcze polityczne zaszłości. Dobrze, że od czasu ktoś przywołuje nas do porządku. Bez rąk do pracy Europa nie będzie się rozwijać. Mrzonki, że uda się jej wieść życie rentiera rozwiały się wraz z kryzysem finansowym.

Nie da się tu nie wspomnieć o wyzwaniu jaki stanowi ochrona klimatu. Autorzy raportu poświęcają jej sporo miejsca. Szczególna wagę przywiązują do technologii przechwytywania dwutlenku węgla. To takie być lub nie być dla opartej na węglu polskiej gospodarki ale problem nie dotyczy tylko Polski. Te technologie należy oczywiście rozwijać, pilotażowe instalacje są na pewno potrzebne ale na ile te rozwiązania będą efektywne ekonomicznie, w ogóle opłacalne – to się dopiero okaże. Tu kusi pytanie, czy nie powinniśmy podejść do tego problemu trochę inaczej. Ograniczenie emisji dwutlenku węgla jako główne kryterium może prowadzić do działań niezupełnie racjonalnych, na przykład przenoszenia produkcji tam, gdzie ograniczenia związane z emisją nie obowiązują lub są mniej ostre. Pytanie, co na tym zyska klimat?  Może jako kryterium należałoby tu postawić efektywność energetyczną? To wcale nie oznacza kwestionowania zagrożenia jakie stanowi efekt cieplarniany i celowości ograniczenia emisji dwutlenku węgla ale osiągnięcie tego celu inną drogą. Do takiego podejścia skłaniają się coraz częściej ekolodzy, którzy spostrzegli się, że kryterium emisji wymusza rozwój nie lubianej przez nich energetyki jądrowej. Bo to jest najprostsza odpowiedź. Tymczasem rozwój energetyki jądrowej też niesie ze sobą zagrożenia. Autorzy raportu dostrzegają zaś sprzeczność pomiędzy postulatem wsparcia dla pozyskiwania energii ze źródeł odnawialnych a ograniczeniem emisji dwutlenku węgla. Tu by się należało wyjaśnienie, którego zabrakło, że chodzi o problem krótkiej kołdry. Tu i tu oznacza to pieniądze, których na wszystko nie starczy, do tego część źródeł odnawialnych to źródła wcale nie niskoemisyjne. Pytanie, które nie padło, to pytanie, czy ta cała ambitna polityka nie padnie aby ofiarą kryzysu. Koszt energii to jeden z elementów konkurencyjności gospodarki, a ona jest kosztowna. Nawet bardzo kosztowna.

Poruszonych w raporcie tematów jest więcej. Choćby innowacyjność. Tu może recepty należą do tych powszechnie znanych i nawet realizowanych (póki co z dość umiarkowanym skutkiem). Warto jednak na pewno zwrócić uwagę na wzmiankę o Strategii Lizbońskiej. Właśnie powinniśmy podsumowywać jej rezultaty i jesteśmy w kłopocie. Celu nie osiągnęliśmy i co więcej, mamy problem z tym, czy dobrze go postawiliśmy. Czy dobrze obraliśmy wzór. Mieliśmy dogonić gospodarkę amerykańską i to ona stanowiła dla nas wzór. Już wiemy, że autorom strategii po prostu nie starczyło wyobraźni. Podczas gdy my goniliśmy Amerykę, zza naszych pleców zaczęli się wyłaniać konkurenci, których autorzy strategii w ogóle nie wzięli pod uwagę: Chiny i Indie. Co więcej, lider okazał się nie tak bardzo godny naśladowania. Bo to przecież tam zaczął się kryzys.

Co jeszcze jest problemem Europy? To, że w Europę nie wierzymy. Nie, może nie Polacy, który w Europę wierzą, ufają jej więcej niż krajowym instytucjom – ale Polacy stanowią w Europie wyjątek. Dla większości Europejczyków instytucje Unii Europejskiej są daleko, rządzą się niezrozumiałymi zasadami i uważają, że nie mają na nie żadnego wpływu. Te wszystkie argumenty są zresztą prawdziwe. Do pierwszego w dobie Internetu nie przywiązywalibyśmy zbytniej wagi. A z dwoma pozostałymi można by coś zrobić, gdyby Komisja Europejska była w sposób realny a nie formalny była wybierana przez Parlament Europejski i musiał on uzyskać jej wotum zaufania. To jednak oznaczałoby przyjęcie… projektu federalistycznego. I taki zresztą musi być finał. Polska mogłaby się tu podzielić pewnymi praktycznymi doświadczeniami z własnej historii. Na dziś problemem jest nie tylko brak formalnych uprawnień Parlamentu Europejskiego, aby taką rolę pełnić. Przeszkodą, bodaj czy nie większą, jest tu brak autorytetu. Funkcjonujący na zasadzie konsensusu dwóch głównych sił, ludowców i socjalistów, podejmuje on decyzje w wyniku kuluarowych uzgodnień, a wpływ wyborców na nie jest praktycznie żaden. Aby taki autorytet uzyskał, musi stać się on miejscem dokonywania realnych wyborów (choćby na razie w sferze legislacji), a podejmujące je ugrupowania powinny działać nie na zasadzie zamazującego odpowiedzialność za nie konsensusu, a ponosić równie realną odpowiedzialność przed wyborcami. Ale wymaga to istnienia sił politycznych, które funkcjonowałyby jako ugrupowania ogólnoeuropejskie, z własnymi programami, a nie federacje partii funkcjonujących w krajach członkowskich. Wysyłającymi do Brukseli swój drugi garnitur polityków. W raporcie jest o tym właśnie warunku. Tyle, że na razie nic nie zapowiada, aby ten postulat mógł być spełniony. Jedyną właściwie próbą stworzenia takiego ugrupowania, paradoksalnie, był…  Libertas założony przez Declana Ganleya. Swój pomysł na Europę zaprezentowali eurosceptycy i został on przez wyborców odrzucony. Euroentuzjaści na razie na nic takiego się nie zdobyli. A może powinni?
 
Jest też w raporcie o tym, co Europie się udało. Udało się całkiem sporo, z tych udanych rzeczy może akurat w dobie kryzysu warto wspomnieć o euro. To właśnie dzięki euro przez Europę nie przeszła fala dewaluacji mających doraźnie poprawić konkurencyjność walczących z kryzysem gospodarek. To narzędzie zostało członkom strefy euro odjęte wraz z utworzeniem Europejskiego Banku Centralnego. Narzędzie, którego użycie kusi, bo na krótką metę bywa bardzo skuteczne. Akurat dobrze o tym wiemy, bo to także dzięki dewaluacji własnej Polska jest krajem, który przez kryzys przechodzi stosunkowo łagodnie na tle innych dotkniętych nim krajów. Gdy jednak używać go mogą wszyscy, to efektem bardzo szybko staje się chaos…
 
Prezentacja raportu ściągnęła do Domu Dziennikarza na Foksal prawdziwy tłum. Okazało się, że przeszkodą nie jest ani wakacyjny termin, środek wręcz sezonu urlopowego. Nie jest nią upał, z którym do tego na sali nie dała sobie rady klimatyzacja. Mimo ściąganych zewsząd krzeseł na sali w końcu i ich zabrakło – i część uczestników musiała stać. Zadecydował temat i nazwiska autorów raportu, z których za prezydialnym stołem zasiedli: dr Andrzej Olechowski, były minister spraw zagranicznych i finansów, który niedawno zadeklarował powrót do czynne polityki, prof. Michał Kleiber, prezes Polskiej Akademii Nauk, dr Krzysztof Krzysztof Rybiński, obecnie partner w Ernst&Young Polska, a w przeszłości wiceprezes NBP oraz Igor Chalupec, znany biznesman, prezes ICENTIS, w przeszłości między innymi prezes Orlenu. Zagaił redaktor naczelny Polityki, Jerzy Baczyński. Krótkiej prezentacji raportu i płynących zeń wniosków dokonał prezes demosEuropa, dr Paweł Świeboda. Jemu też przypadło podsumowanie bardzo gorącej momentami dyskusji.
 
I tu już odsyłamy do raportu, bo jak zawsze, najlepiej wyrobić sobie zdanie samemu. Jest on do pobrania tutaj: 


Europę stać na więcej. Nowa agenda dla Unii Europejskiej
 

(kliknij aby pobrać raport)

 
Relacja z debaty także na stronie demosEuropahttp://www.demoseuropa.eu   

 

Magazyn przedsiębiorcy
galeria zdjęć