administrator
28 sierpnia

MaskaFashionNight
akademia dobrego stylu

 

Po raz kolejny zaprosiliśmy na MaskaFashionNight, cykliczną imprezę w Masce, nad którą jako klub objęliśmy patronat. I jeśli piszemy, że od dawna jest ona wpisana do kalendarza imprez naszej klubowej Akademii Dobrego Stylu, to należy traktować to dosłownie. Tym razem swoje propozycje przedstawiła Sylwia Reda-Kosiak.

 


 

Miejsce otrzymaliśmy wręcz honorowe, bo stolik zarezerwowano dla nas przy samym wybiegu i obserwować pokaz mogliśmy nie wstając odeń. Co oczywiście doceniliśmy. Sylwia Reda-Kosiak to młoda ale już zauważona projektantka. Bo jeśli ktoś odniesie sukces w programie telewizyjnym poświęconym modzie, to na pewno można mówić o nim, jako o kimś, komu to się udało. Sylwia Reda-Kosiak dała się zauważyć w programie Xymeny Zaniewskiej Stawka większa niż szycie, którego tytuł prowadzący wieczór Michał Milowicz przekręcił oczywiście na Stawka większa niż życie ale to wiadomo facet i co on może się na modzie znać (co widać było po tym, jak sam był ubrany). Ale najlepiej oceńmy ja po tym, co sama w Masce pokazała. Były to dwie kolekcje:  MILITARNY SZYK i JOKO. Obie trzeba przyznać oryginalne. Obie też jednak przeznaczone raczej dla osób młodych i… zdecydowanie długonogich. Tam, gdzie te nogi są odsłonięte, są też zdecydowanie nie dla anorektyczek, będzie to wyglądało tragicznie. Pierwsza, ta militarna, jest zdecydowanie bardziej uniwersalna, można w tym nawet pójść do szkoły (może nie w mini), a zatem praktyczniejsza. Druga jest na raczej wieczorowe okazje i dla odważniejszych. Za to (dla tych odważnych) efekt w postaci panów oglądających się za nimi na ulicy gwarantowany. Pozostaje jeszcze problem długich nóg, podobno rozwiązywalny za pomocą odpowiedniej operacji ortopedycznej. Dość, że gdybyśmy zajmowali się szyciem, to w ogóle machnęlibyśmy ręką na te długonogie ale szyli dla tych z krótszymi, nieco tęższych i niekoniecznie mających tylko lat naście. To znacznie lepsza i przede wszystkim o wiele większa grupa potencjalnych klientek. O paradoksie – należą do niej i same projektantki, najczęściej osoby wcale niewysokie i na pewno nie długonogie. I tak, jak bohaterka dzisiejszego pokazu, zmuszone przychodzić na nie w uniwersalnych dżinsach. Ale wiadomo, szewc bez butów chodzi. No, można być jeszcze Michałem Milewiczem i modę mieć jak to się mówi gdzieś i to była wtopa kolejna. Więcej żadnych wtop nie było ale i te traktujemy tak z przymrużeniem oka. Dwie kreacje  z wcześniejszych kolekcji projektantki można było też na miejscu kupić w trakcie charytatywnej aukcji. Efektowna czerwona suknia poszła za skromne chyba 500 złotych i za tyle samo poszła kolejna, nieco ekstrawagancka, błękitna. Dodatkową atrakcją były pokazy taneczne w wykonaniu zawodowców. Kunszt nieomal, a może nie nieomal, a po prostu gimnastyczny. I jak tak się bliżej przyjrzeliśmy, jak im się te nogi nie poplątały, jak się udawało im o nie nie potykać, to nie bardzo wiemy. No ale to byli zawodowcy. A na koniec rozebrano podest, za konsoletą stanął didżej i można było spróbować w tańcu sił samemu, przy czym od nas (na szczęście) wymagano tu znacznie mniej. A że był piątek, to jedynym limitem była nasza chęć do dobrej zabawy, można się było bawić w Masce i do białego rana.  A kolejny pokaz w Masce za miesiąc.

 

Magazyn przedsiębiorcy