administrator
30 sierpnia - 6 września

Warszawa Singera czyli festiwal na Próżnej
zaproszenie

 

Próżna ożywa tylko na tych kilka dni w roku. Krótka ulica zabudowana jest w połowie starymi kamienicami, z których tylko jedna jest jeszcze zamieszkana i współczesnymi domami postawionymi tam po wojnie.

 


 

Była jeszcze trzecia część, dochodząca do placu Zielonego (dziś Dąbrowskiego), ale powojenna odbudowa nie pozostawiła po niej śladu, wyjąwszy krótki odcinek pokrytego dziś asfaltem i urywającego się po kilkunastu metrach bruku. Ta część nas jednak nic nie obchodzi i nie należy do tej historii. Pomiędzy oboma zabudowanymi częściami ulicy staneła scena. Była jeszcze jedna, większa, na placu Grzybowskim, na której odbyły się koncerty kończące festiwal i które jak co roku transmitowała telewizja. Ta mniejsza dzieliła świat ulicy Próżnej na dwie części jeszcze mocniej niż to się dzieje na co dzień i odwraca przy tym proporcje. Bo na co dzień ważna jest ta nowsza, a ta starsza tej ważności pozbawiona jest zupełnie. Nad chodnikami wzdłuż pozbawionych od kilkudziesięciu lat tynków kamienic ustawione były prowizoryczne daszki chroniące głowy nielicznych przechodniów. Tynki kiedyś skuto z tego samego powodu, ale to nie wystarczyło. Teraz sypią się i grożą przechodniom same mury. W tej zamieszkałej kamienicy jest jeszcze jakiś sklep z żelastwem i nawet mała kawiarenka, wystawiająca latem wprost na chodnik stoliki. Każdy z tych stolików jest inny, krzesła też stanowią istną zbieraninę. Pasuje to jakoś do tego miejsca (i prowizorycznego daszku nad chodnikiem), nawet nie brak amatorów przesiadujących tu wieczorami, ale związany z tym gwar jeszcze bardziej podkreśla kontrast z martwotą panującą obok. To pytanie powinno paść na otwierającej festiwal konferencji prasowej we wtorek, więc je zadaliśmy. Co dalej z ulicą Próżną? Co dalej z sąsiednim placem Grzybowskim, na temat którego toczono w zeszłym roku wiele dyskusji, odbyły się konsultacje społeczne i rozstrzygnięto nawet konkurs architektoniczny na jego przebudowę, a prace miały zacząć się na wiosnę. I tu nie mamy nic optymistycznego do napisania. Nic. Po prostu nic. Nie można mieć tu pretensji do organizatorów festiwalu, oni wszystkiego sami nie załatwią. Wina jest po stronie władz miasta i dziwnych inwestorów prowadzących tu jakieś dziwne interesy (chciałoby się napisać szemrane, ale nie mamy ochoty ciągać się z nimi po sądach). A miała być to wizytówka dawnej, przedwojennej żydowskiej Warszawy, w której Żydzi wśród mieszkańców stanowili 1/3, a chyba nawet więcej. I tworzyli w niej swój własny, może nie całkiem odrębny ale inny świat, z własnymi obyczajami, kulturą, a także językiem. Była, a może jest ciągle na to szansa.

 

Na razie nie pozostaje nam nic innego niż zanurzyć w klimacie Próżnej w tych dniach, gdy ona ożywa. W Warszawie Isaaca Singera. Jakże innym od tego powszedniego. Był tu tłok, gwar. Festiwal formalnie zaczynał się w sobotę, ale tego pierwszego dnia na Próżnej nic się jeszcze nic działo. W sobotę w Łodzi odbyła się premiera filmu Perecowicze w reżyserii Sławomira Gründberga o pokoleniu Marca ’68. W Łodzi w sobotę kończyły się obchody 65 rocznicy likwidacji tamtejszego getta, Litzmanstadt Getto (bo w czasie okupacji Niemcy zmienili też nazwę Łodzi, nazywając ją na cześć swojego generała z I wojny światowej). To był taki łącznik pomiędzy tymi wydarzeniami. Film pokazany był zresztą też w Warszawie. Na Próżną należało przyjść w niedzielę. Rano był rodzinny piknik przed Teatrem Żydowskim, mającym swoją siedzibę przy placu Grzybowskim. Było można poznać tajemnice żydowskiej kuchni, które odsłonią przed nami Gołda Tencer (w czasie festiwalu osoba numer 1) i znana ze swych kulinarnych umiejętności Magda Gessler. Nauczyć się tradycyjnych żydowskich tańców, w tym tego słynnego z butelką. A dzieci mogły zbudować żydowski sztetl z klocków Lego. Po południu otworzyła jak co roku swoje podwoje żydowska restauracja na parterze jednego ze zrujnowanych domów przy Próżnej, pod 14. Tam właśnie odbyła się konferencja prasowa, o której wspomnieliśmy i dziennikarze mogli spróbować (za darmo) to, co będzie tam serwowała Magda Gessler i prowadzona przez nią restauracja Fukier. Ożyły także partery innych kamienic. Wystawy zorganizowane pod wspólnym hasłem Pamięć kamienic miały przywołać tamten świat, moment, chwilę jego zagłady. Bo on tu był, istniał i pozostało po nim tylko wspomnienie. W tych murach właściwie, bo niemal wszyscy, którzy tu kiedyś żyli zginęli i ich pamięć umarła razem z nimi. Nie ma ich. Punkt obowiązkowy każdego festiwalu. Tego też dnia wieczorem przy placu Grzybowskim nastąpiło uroczyste otwarcie festiwalu. Jest na naszej prywatnej liście, tak, jak koncert kantorów w pobliskiej synagodze we wtorek. Wejściówki rozeszły się już dawno, chyba już pierwszego dnia. Tak, jak na wiele innych wydarzeń, na które obowiązywały. Część wydarzeń jest też biletowana. Na pewno jednak wśród nich każdy coś dla siebie znajdzie. Najlepiej sięgnąć do programu i wybrać samemu. Bez lektury się nie obejdzie. Festiwal zresztą wylewał się poza ramy Próżnej. Tam się wszystko po prostu nie zmieściło. Zajrzeć trzeba było i do Teatru Żydowskiego, i do synagogi Nożyków. Było ją można zwiedzać w niedzielę. Do austriackiego forum kultury, mieszczącego się już w tej zabudowanej nowymi domami części Próżnej, której festiwal nie dotyczył, ale z tym jednym wyjątkiem. Tam szereg ciekawych spotkań. I do Iluzjonu w jego tymczasowej siedzibie w Bibliotece Narodowej, gdzie odbył się przegląd przedwojennych filmów pod hasłem Przerwane biografie. W środę w kościele Wszystkich Świętych koncert genialnego skrzypka Nigela Kennedy’ego, który wystąpił z klezmerskim zespołem Kroke z Krakowa. A w piątek za tydzień jesteśmy zaproszeni na Próżną na wieczór szabasowy. Stół stanie wzdłuż ulicy i zasiąść będzie mógł przy nim każdy. To będzie najdłuższy stół szabasowy w Europie. Następnego dnia zacznie się na Próżnej jarmark. To wtedy przedzieli ulicę jedna scena, a druga większa stanie na placu. W sobotę Noc klezmerów. Kraków ma ulicę Szeroką, a Warszawa Próżną. No, właściwie plac Grzybowski, bo na Próżnej wszyscy by się nie zmieścili i koncert odbył się na tej większej scenie (Warszawa ma jednak więcej mieszkańców). A w niedzielę na tej samej scenie koncert finałowy, Leicham na Próżnej czyli żydowskie piosenki biesiadne, przygotowany przez Gołdę Tencer i kierującego Teatrem Żydowskim Szymona Szurmieja. Był on transmitowany na żywo w telewizji. Sporo, a przecież wybraliśmy trochę na chybił trafił.
 

A o organizatorach na końcu. Mogą się obrazić, ale trudno. Głównym i najważniejszym, motorem napędowym była fundacja Shalom, stworzona przez Gołdę Tencer. Jej nazwisko przewijało się tu parokrotnie. Ocalić od zapomnienia, motto fundacji, jest chyba najlepszą, a na pewno najkrótszą charakterystyką tego co robią. Kultura żydowska jako taka ma się oczywiście dobrze, ale wcale nie tak wiele brakowało, by ta jej część, która jest związana z jidysz została całkiem zapomniana. Takim inicjatywom jak ta zawdzięczamy, że tak się nie stało. Że wciąż kogoś inspiruje. Także tu, w Polsce. Z kilku innych wspomnijmy jeszcze o Teatrze Żydowskim, mającym już sześćdziesięcioletnią historię i… od czterdziestu kierowany przez Szymona Szurmieja. Ten muzyczny teatr to jedyny zawodowy teatr grający w jidysz.

 

 


 

 

Magazyn przedsiębiorcy