administrator
23 września

Sobienie Królewskie Golf & Country Club: uroczyste otwarcie Akademii Golfa i Driving Range

Na mapie polskich ośrodków golfowych przybył kolejny punkt – Akademia Golfa i Driving Range Sobienie Królewskie Golf & Country Club. Uroczyste ich otwarcie nastąpiło 23 września, tego samego też dnia został wmurowany kamień węgielny pod budowę 18-dołkowego pola. Otrzymaliśmy na nie razem z grupą klubowiczów specjalne zaproszenie.


To kawałek od Warszawy ale jeśli ktoś chce uciec od miejskiego gwaru, to coś za coś. O ucieczce piszemy celowo ale po kolei. Gdy dotarliśmy na miejsce (nieco się spóźniliśmy) widzieliśmy już ludzi bawiących się wokół rozstawionego dla nich białego namiotu, taką prawdziwe piknikowa atmosferę ale obsługa nie pozwoliła nam się tam zatrzymać i skierowała nas na parking na pobliskie lotnisko, gdzie należało zostawić samochód. Gotowi byliśmy już sobie coś pomyśleć o uprzejmości gospodarzy, zapowiadał się bowiem dłuższy spacer na własnych nogach, gdy… podjechał do nas mercedes mikrobus.  Niektórzy trafiali lepiej, podwoził ich mercedes klasy S (ale jak się przekonamy – nic straconego).

Pod namiotem czekał na nas poczęstunek, zapamiętaliśmy szczególnie pierogi z mięsem ale wybór był spory. Było też coś do zwilżenia gardła, z procentami i bez. Przed nami rozciągało się zaś kameralne pole golfowe. Drobna część przyszłego kompleksu, taka ośla łączka do ćwiczeń. A kawałek dalej na niewielkim wzniesieniu niewielki budynek o zdecydowanej architekturze i przyległa doń wiata. Do tego budynku wrócimy za chwilę, choć już teraz widać było z oddali tłumek tych, którzy golfa przedkładali nad wszystkie inne atrakcje. Za nami o dwa kroki trwała zaś budowa osiedla domków jednorodzinnych. Jeden dom był już gotowy i można było tam zajrzeć, do czego zresztą zachęcano. Oczywiście zajrzeliśmy. Skromna z zewnątrz architektura (gargamele są już zdecydowanie passé), za to przy każdej sypialni osobna łazienka. Coś dla zakochanych w golfie, domek przy polu!

Kolejna atrakcja: szkocka orkiestra. Kobzy, które należy nazywać dudami, żonglerka pałeczkami przy wybijaniu rytmu werbli i szkockie tańce. Ale jak faceci mogą chodzić w spódnicach? Tyle, że ci nasi Szkoci to w połowie (tej większej) to były baby. No i oczywiście byli to polscy Szkoci ale grali dobrze.

I zaraz każą nam spojrzeć w niebo. Akrobacje lotnicze. Tuż nad naszymi głowami. Prawdziwy kunszt w powietrzu i dla tych, co wzięli ze sobą aparat okazja, aby narobić zdjęć. Nie przepuściliśmy jej i zrobiliśmy ich mnóstwo. A szefowa naszej grupy, prezes Basia Jończyk zrobiła sobie zdjęcie z pilotem z grupy Żelazny (ktoś będzie zazdrosny). Jeśli ktoś obok golfa kocha latanie, to jeszcze jeden powód, by tu zamieszkać. Można dojeżdżać do pracy awionetką. Czy raczej dolatywać.

Hole-in-one. Hole to po angielsku dziura (dołek), ten na polu golfowym, do którego gracze starają się wbić piłkę. In one… Ale po kolei. Ledwie ucichł ryk silnika wykonującego nad naszymi głowami  akrobacje samolotu, gdy zaproszono nas na turniej hole-in-one do driving range. Driving range to właśnie ów budynek na wzniesieniu, o którym już wspomnieliśmy. Golfowa strzelnica. Golfiarze dostają tam stos piłek, które starają się wybić jak najdalej i przed siebie, a nie w bok. To jedna z podstawowych umiejętności w tym sporcie. Budynek to właściwie wiata, bo jednej ściany być w ogóle nie może, więc nie ma, nie ma też i drugiej z tyłu, bo i po co. Tylna ściana jest tyko w środkowej części, pełniącej częściowo rolę zaplecza. A teraz co to jest ów hole-in-one? Należy mając do dyspozycji jedno uderzenie wbić piłkę do dołka. Choć kij golfowy mieliśmy wziąć do ręki po raz pierwszy, zgłosiliśmy się natychmiast! No, nie żebyśmy bardzo liczyli na wygraną, która miał być mercedes ale jeśli by się udało… Mercedes stał przewiązany wstążka obok budynku i czekał. Kusił. Chyba jednak zbyt pochopnie się zgłosiliśmy. Dołek znajdował się w odległości przeszło 150 metrów od miejsca, z którego miała być wybijana piłka. Zwycięstwo w takim turnieju przypomina trochę trafienie szóstki w totolotka, z tym, że tam szansę na szóstkę ma każdy, a tu dotyczy ona tylko najlepszych graczy. I stąd hojne nagrody (choć to też rodzaj hazardu). Oczywiście, aby się trochę przygotować wykonaliśmy po parę uderzeń. Te nasze najczęściej trafiały w murawę lub przechodziły ponad. No, ale parę razy trafiliśmy. W piłkę. Wreszcie się zaczęło. Najpierw zajęła stanowiska komisja sędziowska. Jej zadaniem było za każdym razem sprawdzić, czy piłka nie trafiła w dołek. Podziwialiśmy. To zawód chyba najwyższego ryzyka w Polsce, bo oni pod tym gradem piłek mieli stać cały czas bez żadnej ochrony. Zanim się zaczęło musieliśmy jeszcze podpisać swoje piłki. By nie było wątpliwości w przypadku, gdyby ktoś trafił. I mieliśmy nie jak napisaliśmy jedno ale dwa uderzenia. Można się było zamachnąć dwa razy ale pod warunkiem, że za pierwszym razem to tylko na próbę, bez zamiaru trafienia w piłkę. Kij można było wybrać dowolnie i to było kolejne zaskoczenie, bo każdy używał innego. Wśród znanych osób (bo trochę znanych osób gra i w Polsce w golfa) wypatrzyliśmy i zrobiliśmy zdjęcie Wojciechowi Pijanowskiemu. My najczęściej wykorzystywaliśmy oba uderzenia i to niezbyt uczciwie, bo za tym pierwszym razem to też chcieliśmy trafić w piłkę, tylko bywało nie trafialiśmy. Rezultat też w naszym wykonaniu był niespecjalny, było bliżej niż dalej, nie mówiąc o trafieniu w dołek. No i zaproponowano nam, abyśmy jednak trochę poćwiczyli. Ostatecznie zresztą i tak nikt nie trafił, a najlepsi mimo coraz żywszego dopingu, w miarę jak malała kolejka oczekujących na swoje uderzenia, nie zdołali umieścić piłki bliżej niż na kilka metrów od dołka. Mercedesem nie odjechał więc nikt. Ale to nie był jeszcze koniec. My zresztą wiedzieliśmy, co chcemy teraz zrobić.

Seagway. Ten dziwny, wręcz śmieszny dwukołowy pojazd widzieliśmy parokroć, także na własne oczy ale nigdy jakoś nie mieliśmy okazji się nim przejechać. Teraz była i tu byliśmy zdeterminowani. Musimy spróbować! Nauka jazdy nie trwała długo. Jeśli wychylimy do przodu przypominającą rowerową kierownicę, to pojedziemy naprzód. Im bardziej ją wychylimy, tym pojedziemy szybciej. Jeśli chcemy skręcić, to powinniśmy wychylić ją w bok. A jeśli do tyłu, to pojedziemy do tyłu (i wywalimy się na plecy, jeśli przesadzimy). To było super! Tylko ze stawaniem w miejscu mieliśmy kłopot ale też i nie mieliśmy na nie zbytnio ochoty. Nie jest to tania zabawka (cena zbliżona jest do ceny samochodu) ale i tak znalazła się na krótkiej liście rzeczy, która musimy mieć i na pewno kupimy... jak wreszcie trafimy tą szóstkę w totka. Jest nawet wersja terenowa, którą można wykorzystywać grając w golfa. Przejechaliśmy się po oczywiście wszyscy kolei.

Była jeszcze loteria wizytówkowa. Tu nie tylko naszą uwagę zwróciła wizytówka jednego ze szczęśliwców. Wizytówka wójta gminy Celestynów była monstrualna! Zawsze zastanawialiśmy się, jak powiększyć swoje szanse w takich loteriach i teraz już wiemy. Też sobie takie zrobimy! Wśród tych, którym się w niej poszczęściło (i to bez uciekania się do takich metod), nie zabrakło też naszych klubowiczów. Potem rozdano nagrody pocieszenia tym, którzy w konkursie hole-in-one byli najbliżsi celu (bo w dołek, przypomnijmy, nie trafił nikt). Zresztą nikt nie wyjechał z Sobieni z pustymi rękoma. W torbach prócz folderów znalazły się dla każdego czapki tzw. bejsbolistki, obowiązkowy element wyposażenia jak się okazuje nie tylko graczy w baseball ale i golfiarzy.

A na koniec był piękny pokaz ogni sztucznych !

I pora się było zbierać z powrotem do Warszawy. Gdy już szliśmy na lotnisko, gdzie zostawiliśmy samochód (a nie chciało nam się czekać na mikrobus, który by nas tam zawiózł), przy naszej nieco już stopniałej grupce (niektórzy wyjechali wcześniej) zatrzymał się mercedes najwyższej klasy S… 

W golfa nie każdy gra i wypada jednak wyjaśnić, co to jest dokładnie driving range. To miejsce, z którego wybija się piłki na odległość, można powiedzieć (i takiego określenia tu użyliśmy) rodzaj strzelnicy. Ten w Sobieniach Królewskich ma długość 250 metrów i 19 zadaszonych stanowisk do wybijania piłek. Obok położone jest mini pole golfowe z 3 dołkami, tzw. putting green czyli terenem pokrytym nisko skoszoną trawą (1000m2) oraz tzw. chipping area czyli dla odmiany terenem pokrytym wysoką trawą (dwakroć większym, 2000m2) oraz z dużym bunkrem czyli fragmentem pola pokrytym piaskiem. Jest też niewielki staw. Zarówno chipping area, jak i bunkry, to są te miejsca, których każdy gracz stara się unikać ale jeśli trafi tam piłka, musi sobie jakoś poradzić. Całość składa się na Akademię Golfa, miejsce, gdzie do gry w golfa dopiero się przygotowujemy bądź doskonalimy poszczególne nasze umiejętności. Razem z Akademią otwarta została też wypożyczalnia sprzętu do gry i sklep. Właściwe, 18-dołkowe pole golfowe zaś dopiero powstanie. Tego dnia w Sobieniach wmurowano kamień węgielny pod budowę pola zaprojektowanego przez angielską firmę Jeremy Ford Design Group.

Obiekt, dodajmy, stanowi część położonego kompleksu rekreacyjno-mieszkaniowego
Sobienie Królewskie Golf & Country Club, powstającego 30 km od Warszawy w miejscowości Sobienie Szlacheckie. W pobliżu rozciągają się lasy Mazowieckiego Parku Krajobrazowego.

Więcej informacji o obiekcie znajdziecie na stronie:
http://www.sobieniekrolewskie.pl

 

Magazyn przedsiębiorcy
galeria zdjęć