„Dzieci – dzieciom” świąteczny pokaz mody
patronat
Nad tym szczególnym pokazem mody objęliśmy jako klub honorowy patronat. Szczególnym, bo jako modele wystąpiły gwiazdy ekranu i estrady oraz dzieci, podopieczni Fundacji Spełnionych Marzeń ALADYN, byli pacjenci oddziałów onkologicznych warszawskich szpitali.
Jedne z ich marzeń już zapewne tego dnia się spełniły i był to właśnie udział w tym pokazie, inne, ich i innych dzieci będą się mogły spełnić dzięki sprzedaży pięknego kalendarza, do zdjęć w którym swoich twarzy też udzieliły gwiazdy (miał on tego dnia swoją premierę) i datkom od sponsorów. Gwiazdy wystąpiły w kreacjach znanego Domu Mody Forget-Me-Not Doroty Wróblewskiej, a dzieci w strojach dyktatora mody dziecięcej, firmy ENDO. Określenie gwiazdy przynależy się zresztą także im, bo one tego wieczoru też występowały w roli gwiazd i poradziły sobie w tej wcale nieprostej roli bardzo dobrze. Choć bez zmagań z tremą (dzieci to też dotyczy) się nie obyło.
Pokaz odbył się w Arkadach Kubickiego pod Zamkiem Królewskim, wnętrzu zbyt rzadko, może nawet wcale nie wykorzystywanym w tym celu (my na pokazie mody byliśmy tam po raz pierwszy) a przecież nadającym się na nie jak mało które w Warszawie. Albo raczej (i nie ma w tym chyba żadnej przesady) nie mającym tu konkurencji. Wybieg stanął po prostu wzdłuż, inaczej się zresztą nie dało. Po obu jego stronach zasiedli zaś widzowie. Zanim na wybieg w kreacjach od Doroty Wróblewskiej i ENDO wyszły gwiazdy (te duże i te małe), był jeszcze łyk grzańca, bo choć prawdziwej zimy, tej ze śniegiem, wciąż nie widać, to temperatura opaść już dążyła w okolice zera i poniżej. I krótki występ zespołu VOLVER, niedawno utworzonego przez gitarzystę Tomka Luberta, którego wokalistą jest Mariusz Totoszko. Wracać będą oni jeszcze na scenę, a w ich wykonaniu usłyszymy znane popowe standardy, w tym te nawiązujące do zbliżających się już szybko świąt. VOLVER zebrał zasłużone brawa ale oczywiście wszyscy czekali na początek pokazu. Zapowiedziała go dwójka znanych dziennikarzy telewizyjnych, Joanna Racewicz i Olivier Janiak.
Scenę zasnuł teraz dym i z tego dymu wyłoniła się aktorka Bożena Dykiel i towarzysząca jej mała modelka (Marysia Melnyk). Był głęboki ukłon i potem przemarsz w te w i wewte po bardzo długim wybiegu. Małej modelki to nic a nic nie speszyło. A na koniec Bożena Dykiel schwyciła ją za ręce i rozbawioną zakręciła w powietrzu młynka. To się miało powtarzać, widzimy to zresztą na zdjęciach, stroje dzieci to w przypadki dziewcząt połączenie czerwieni i bieli (przy czym czerwień jest tu ważniejsza i ona dominuje). Stroje chłopców to obowiązkowe garniturki, bo to jednak stroje wieczorowe ale choć z jednej strony to się podoba, to zarazem niepokoi, bo jest to uniformizacja i obieranie im prawa do oryginalności w tym zakresie. To, że mogą do garnituru założyć trampki, to za mało. Tu wciąż punktem odniesienia jest (niestety) moda komunijna. W dziewczęcych strojach wyważenie elegancji i swobody udało się zaś idealnie. Forget-Me-Not zaś w strojach gwiazd postawił na elegancje, nie pozbawioną niekiedy fantazji. W ich sukniach ciemne kolory (a może lepiej napisać, różnie odcienie czerni) dominowały. Jedynie w stroju Emilii Krakowskiej pojawiło się sporo bieli ale biel jak mało co się z czernią lubi (w modzie oczywiście). Dorosłe gwiazdy były bez wyjątku rodzaju żeńskiego. Potem była roześmiana Małgorzata Zajączkowska i jej nie mniej roześmiana mała towarzyszka, Dominika Gąsiorowska. A po nich na wybieg wyszły Ewa Wiśniewska i Laura Łącz (ta druga w sukni do ziemi) prowadząc za ręce za ręce chłopca w eleganckim garniturze i muszce (Paweł Sambor). O sztywnych kanonach mody męskiej nie mającej litości nawet dla kilkulatków już pisaliśmy i nie będziemy się powtarzali. Garnitur był zresztą, tu musimy oddać sprawiedliwość, bardzo elegancki. Przeważały jednak dziewczynki, to przecież one chcą zostać modelkami! W kolejnych parach wychodziły Ewa Wiśniewska i druga Ewa, Ewa Ziętek. Małym modelkom często towarzyszył miś, pomagający przełamać tremę. Ściskała go mała towarzyszka Ewy Ziętek, Wiktoria Kuriowska. I kolejna, Julka Suchodolska, która wyszła na wybieg z Emilią Krakowską. W tym drugim przypadku miś był niewiele mniejszy niż sama. Zaś Emilia Krakowska w wielkim białym kapeluszu i sukni do ziemi wyglądała może jak nie z tej epoki ale za to olśniewająco. Każdy by chciał mieć tka babcię! I w drugą stronę to też działa, każdy by chciał mieć taka w wnuczkę. Bycie babcią oczywiście trochę postarza ale ma też pewną przewagę nad byciem mamą (zresztą najpierw trzeba zostać mamą, więc z porównaniem nie ma aż takiego kłopotu). Wcale niełatwo było towarzyszyć gwieździe jaką jest Dorota Kamińska, która do tego wystąpiła w długiej wieczorowej sukni. Widzimy ja na zdjęciu składającą ukłon w stylu godnym jakiegoś dworu, z przytrzymaniem sukni jedna ręka. Jej towarzyszka Alicja Kołakowska nie zaryzykowała dygnięcia. I Ewa Szykulska. Jeśli są jakieś bieguny, przeciwstawne wzorce w „byciu” babcią, to mogą je wyznaczać Emilia Krakowska i Ewa Szykulska. Tu suknia powędrowała już do kolan, mogły ją zresztą zastąpić spodnie i by ją zresztą zastąpić spodnie i byłoby to równie oczywiste. Tu energię aż widać, udziela się ona jej młodemu towarzyszowi., Oskarowi Miturskiemu Strój jest dopasowany nawet pod względem charakteru osoby, która go nosi (to, że spódnicę mogłoby zastąpić spodnie nie oznacza, że mogłoby to być cokolwiek). I tu pojawia się miś, potrzebny do dodania odwagi na początku ale potem udziela się ona od aktorki. Lewą marsz? A po nich roześmiana Katarzyna Gniewkowska z Emilką Mariańską, kandydatką na modelkę. Bo dzieci wcale nie są anonimowe. A każdym dowiadujemy się trochę. Wszystkie chorowały. Wszystkie z tego wyszły lub właśnie wychodzą (niektóre poddawane są jeszcze kończącym kurację zabiegom chemioterapii). To są te, którym się udało. Na jednym ze zdjęć na widowni widzimy te, które ta walkę wciąż toczą. Krótkie włosy lub łysa głowa nie zwracają dziś specjalnej uwagi (taka akurat jest moda) ale w tym wypadku to właśnie o to chodzi. Wróćmy jednak na wybieg. Przyszła modelka (to jednak tylko jedna z możliwych ścieżek kariery) kończy występ głębokim ukłonem godnym opery. Jako ostatnia pojawi się na wybiegu Liliana Komorowska i towarzyszący jej Mateusz Dąbkowski. To najmłodszy uczestnik pokazu. Ciemny garnitur, muszka i pasujące tu jakoś bardziej niż lakierki trampki. Aktorka stara mu się dodać odwagi. Jest też miś. Bądźmy dokładniejsi – baranek. Udaje się. Jest popisowe dygnięcie Liliany Komorowskiej. Uczcie się dziewczynki (a dokładniej to pewnie znajdzie się to jako punkt na gimnastyce, a spróbujcie niedowiarki – zwłaszcza mężczyźni!). I na koniec całus!
Czas na podziękowania dla organizatorów. Na scenie pojawiają się założyciele fundacji, Małgorzata i Tomasz Osuchowie. Pisaliśmy tu już o tym, że małe gwiazdy tego pokazu to byli (czasem jeszcze obecni) pacjenci oddziałów onkologicznych. Oni walkę z choroba wygrali lub wygrywają. Jak na szczęście dzisiaj większość. Syn założycieli fundacji swoją przegrał. Teraz starają się pomóc innym dzieciom. W bardzo szczególny sposób, zmagając się z tym, co towarzyszy im w chorobie nawet wtedy, gdy walka o zdrowie (i życie) kończy się pomyślnie – z cierpieniem. Opiekują się nimi w szpitalach i po powrocie z nich. Nazwa fundacji oddaje zarówno jej cel, jak i sposób działania. Jej symbolem jest zaś stara lampa, mieszkanie spełniającego życzenia dżina. Tych życzeń, już spełnionych i tych, które spełnia jest jednak troche więcej niż te trzy z bajki. Zawdzięczają to sponsorom, dla których nie zabrakło oczywiście podziękowań. Na scenie pojawiła się Dorota Wróblewska, współorganizatorka pokazu. Wśrod tych, których wymieniono i złózono podziękowania, znalezł się i nasz klub. A my wspomnimy jeszcze o ambasadoraze Ekwadoru, jego ekscelencji Fernando Floresie, który (wraz małżonką) też pojawił się na scenie, by podziękowania odebrać osobiście. Kończy on właśnie swoją misję w Polsce.
Był jeszcze pokaz laserów i prezentacja nowego, a raczej nieco odmienionego logo fundacji, bo stara lampa pozostała nim przecież nadal. Jeszcze? Nie, to wcale nie był koniec. Znów na scenę wszedł zespół VOLVER a po nim małe i duże gwiazdy pokazu mody (te małe z właśnie otrzymanymi prezentami). A znad wybiegu opadła na tych, którzy na nim byli chmura balonów. W całym tym kłębowisku nie mogło i ni zabrakło oczywiście fotografów, bo w zamieszaniu robi się przecież najlepsze zdjęcia. Na jednym ze zdjęć widać małego chłopca i mierzące weń obiektywy aparatów, wygląda to wręcz przerażająco. Dzieci jednak bardziej niż fotografami zajęte były balonami i oczywiście prezentami. Było jeszcze zbiorowe zdjęcie (lub raczej wcale nie takie proste w tej sytuacji ustawianie się do tego zbiorowego zdjęcia. To też widać na zdjęciach. I wreszcie na scenę wbiegły wszystkie pozostałe dzieci, bo tam, wśród balonów było najciekawiej.
Nie zabrakło poczęstunku i wina (dla dzieci były oczywiście napoje) – nikt głodny nie wyszedł. Była to też okazja do rozmow i zdjęć z gwiazdami, z którymi nasza prezes Barbara Jończyk wspólnie pozowała nie tylko dla naszego portalu ale i dla innych mediów obecnych na pokazie. I jest także, bardzo dla nas ważne, zdjęcie z Małgorzatą Osuch, założycielką fundacji. Okazja także do spotkań ze znajomymi. I w naszym wypadku – klubowiczami. Których całkiem spore grono pojawiło się na pokazie. Niektórzy przyprowadzili też dzieci.
Przede wszystkim była to jednak okazja do nabycia kalendarza, którego premiera odbyła się tego właśnie wieczoru. Kalendarza ze zdjęciami gwiazd, które dały się sfotografować z symbolem fundacji, starą oliwną lampą. Lampą Aladyna. Dochód ze sprzedaży kalendarza da szansę na szansę na spełnienie życzenia przynajmniej niektórym spośród chorych dzieci. „Przekażmy magię marzeń”, tak został nazwany. Bo te pieniądze, za które go kupujemy, mają magię spełniania życzeń dzieci.
Otrzymaliśmy od organizatorów podziękowania za objęcie tego wydarzenia patronatem. Jego skan zamieściliśmy w galerii zdjęć poniżej (ostatnie zdjęcie).