administrator
24 kwietnia

Cranfield Golf Academy rusza w Sobieniach Królewskich
byliśmy na inauguracji

Otwarcia swojej szkoły golfa Scott Cranfield dokonał osobiście. A Scott Cranfield to w świecie golfa nie byle kto. Zawdzięczamy mu przełom w tym, jak golfa się uczy.


Sam uczył się golfa tradycyjnie. Właściwa postawa jest taka a taka. Uderzać należy w taki a nie inny sposób. Tylko efektów nie było. Przyglądając się jednak mistrzom zauważył, że każdy gra nieco inaczej. Ich jakby te zasady, które mu wbijano do głowy, nie dotyczyły, a przecież to oni byli najlepsi! Wyciągnął z tego wnioski. Nie ma jednego, tego właściwego sposobu gry w golfa. Każdy powinien grać w sposób, który mu najbardziej odpowiada. Jeśli chce mieć w tej grze wyniki – i jeśli ta gra ma mu sprawiać przyjemność. Chodzi teraz o to, by ten sposób w sobie odkryć. Paradoksalnie, często oznacza to pozbycie się tych nawyków, które z takim trudem sobie przyswoiliśmy. Nie oznacza to, że teraz wystarczy machać kijem na oślep, ale to, że trener do każdego z nas podejdzie indywidualnie. Szkół jego systemu powstało w świecie już sporo, w Polsce (i w ogóle w naszej części Europy) ta jednak będzie pierwsza. O swojej filozofii golfa Scott Cranfield opowiedział nam osobiście. Przedstawił też trenerów, którzy uczyć tu będą na co dzień, Polaka i Anglika. I zaprosił na pokazową lekcję golfa. Właściwie trzy lekcje po kolei. Z każdym swoim uczniem pracował nieco inaczej, bo różne były ich umiejętności. Był taki, który swoją przygodę z golfem zaczął całkiem niedawno (i przy okazji warto tu zwrócić uwagę, że przygodę z golfem można zacząć właściwie w każdym wieku). Był uczeń, któremu zależało na polepszeniu wyników w rankingach (więc już nie początkujący) i wreszcie młody człowiek, taki z tych, co dobrze w golfie rokują. W pierwszym wypadku pracy do wykonania było najwięcej, ale i w pozostałych choć zaraz na początku podkreślał, że ma tu już niewiele do zrobienia, to po chwili pokazywał, co można jeszcze poprawić i okazywało się, że wcale nie tak mało. A przecież we wszystkich tych trzech lekcjach ograniczał się właściwie do jednego elementu – do odpowiedniej postawy. Ale – na początku było, że nie ma tej jednej „właściwej”. Nie ma, ale często robimy wbrew sobie to, czego nas wyuczono. Nakładamy sobie niewygodny gorset i nie umiemy się go pozbyć. No i nie jesteśmy konsekwentni. „Swój” styl też trzeba odkryć. A potem były jeszcze dwie lekcje już dla wszystkich chętnych. Najpierw dla tych, co wcale lub niewiele razy trzymali w ręku kij. A potem dla tych już bardziej zaawansowanych. Był oczywiście lunch, jeść dano naprawdę smacznie. I zaproszono wszystkich odważnych do udziału w turnieju „nearest to the pin”. Zwycięzcą zostawał ten, czyja piłka upadnie najbliżej ustawionej w odległości kilkudziesięciu metrów chorągiewki. Każdy miał przy tym tylko jedno uderzenie. Dopuszczało się jeszcze jedno „na próbę” ale bez uderzenia piłki. Zaraz nas ktoś poprawi, że powinno być, że bez zamiaru uderzenia w piłkę. Dokładnie tak. Świat golfa to świat gentlemanów i właśnie takie zasady tu obowiązują. Zanim zaczął się turniej mogliśmy obejrzeć jeszcze widowisko jakim było usuwanie piłeczek golfowych, które zdążyły już po kilku lekcjach zasłać pole. Dokonała tego maszyna na oko przypominająca kombajn, która wspomagał człowiek przechadzający się obok pieszo i uzbrojony w dwa jakby „odkurzacze”. Konkurencja nie okazała się łatwa. Zwycięzcy udało się umieścić piłkę w odległości nieco większej niż metr od chorągiewki. Nagrodą okazały się być lekcje golfa w nowo otwartej Akademii. Na które, jak przyznał sam zwycięzca odbierając nagrodę i tak chciał się zapisać. Udało mu się – lekcje będzie miał za darmo. Uderzaliśmy i my ale bez większego sukcesu. Choć naszym zdaniem próba Tatiany Sosny-Sarno była wykonana z największą gracją (niestety, nagrody były tylko za jak najmniejszą odległość od chorągiewki). Jakoś nie poszczęściło się nam też w loterii wizytówkowej (czyli takiej, w której jako losy służyły wizytówki), ale i tak bawiliśmy się świetnie.

A jak ktoś pokochał golf od pierwszego wejrzenia? Niech odwiedza Sobienie Królewskie częściej. Obok części szkoleniowej, która już działa, powstaje osiemnastodołkowe pole golfowe. Opowiedział nam o nim projektant, który nie ograniczył się do jego zaprojektowania, ale nadzoruje jego budowę na co dzień. Pole golfowe służy oczywiście do gry, ale to zarazem piękny park z urozmaicona rzeźbą terenu i oczkami wodnymi. Możemy też tu zamieszkać na stałe (członkostwo w golfowym klubie nabędziemy razem z mieszkaniem). Tuż obok wznoszone jest osiedle domków jednorodzinnych. Jeden z nich, już wykończony, można było zwiedzić. Powstać ma jeszcze (przy samym polu) zespół apartamentowców. Wszystko standardzie, jak to określono: „fly in”, bo tuż obok działa lotnisko, na którym mogą lądować awionetki (czyli alternatywą dla samochodu jest w tym wypadku samolot). A jeśli chcemy ograniczyć się tylko do najwyżej parudniowych wizyt, to o tym też pomyślano – w nieodległych Sobieniach Szlacheckich, w dawnym dziewiętnastowiecznym dworze, powstanie hotel.

Zachęcamy do obejrzenia galerii zdjęć po prawej stronie. Widać, że bawiliśmy się świetnie. Z zaproszenia do Sobieni skorzystała spora grupa klubowiczów, której towarzyszyła prezes Barbara Jończyk i mecenas naszej akademii dobrego stylu, aktorka Tatiana Sosną-Sarno.

Zajrzyjcie też oczywiście na stronę
Golf & Country Club Sobienie Królewskie. Może dołączycie do grona stałych ich bywalców? Uczniów na przykład Cranfield Golf Academy? Albo też zamieszkacie tam w ogóle na stale?

 

 

 

 

  

Magazyn przedsiębiorcy
galeria zdjęć