administrator
14 - 25 listopada

Odkryj Przedsiębiorczą Belgię
Dni Belgijskie w Polsce (patronat medialny klubu)

Belgia to nie tylko kraj, którego stolica jest zarazem stolicą Unii Europejskiej. To także kraj z którym związanych jest ponad pół tysiąca działających w Polsce firm, jest więc już ważnym partnerem gospodarczym Polski, a może być jeszcze ważniejszym. Temu też miały służyć organizowane w Polsce przez Belgijską Izbę Gospodarczą (Belgian Business Chamber) wspólnie z gospodarczymi przedstawicielstwami Flandrii, Walonii i Brukseli po raz już trzynasty Dni Belgijskie, nad którymi honorowy patronat objęła ambasada tego kraju, a my jako klub dołączyliśmy do grona patronów medialnych tego wydarzenia. Były więc spotkania o charakterze wprost biznesowym, i wiele innych, też mających odegrać tu istotną rolę. Bo im bardziej się znamy, tym łatwiej też o współpracę o charakterze biznesowym.


Rozpoczęło się od Dnia Króla, który uczczono przyjęciem w ambasadzie belgijskiej na Senatorskiej. Nie zapominajmy bowiem, że Belgia jest królestwem. To nas różni ale są tez święta, które obchodzimy wspólnie. Oprócz świąt kościelnych (Belgia tak, jak i Polska jest krajem katolickim), są to jeszcze 1 maja i 11 listopada. 11 listopada 1918, dzień zawieszenia broni na froncie zachodnim, oznaczał dla Belgów koniec trwającej przez całą wojnę światową niemieckiej okupacji – jest więc tym samym dla nich, co dla nas. A 1 maja Belgowie obchodzą Święto Pracy i jest on tak, jak u nas dniem wolnym. Przyjdzie więc chyba dwa razy zastanowić się, zanim spróbujemy to święto znieść u siebie. Ale to takie uwagi na boku.

 

Były jak już wspomnieliśmy spotkania o charakterze wprost biznesowym, w Warszawie to spotkanie miało charakter kolacji biznesowej w restauracji „Pod Gigantami” i która była spotkaniem z przedsiębiorcami z Flandrii. Było też spotkanie z belgijską kuchnią w restauracji Marconi w hotelu Bristol. Pod hasłem małż i frytek, bo to jest właśnie narodowa potrawa belgijska, jedzona bynajmniej nie tylko od święta. W podstawowej wersji to półmisek gotowanych na parze małż, podwójnie smażonych frytek i domowej roboty sosu majonezowego. To łączy pod każdym innym względem podzielonych na co dzień Walonów i Flamandów Belgów. Choć na takie akurat zestawienie nikt by w Polsce raczej nie wpadł, to jest to też coś, co łączy nasza i belgijską kuchnię. Jest stanowczo niezdrowa! Ale oczywiście belgijska kuchnia to nie tylko małże i frytki (tak, jak Polska to nie tylko schabowy z kapusta), o czym też można się było przekonać. Co do frytek, to Belgowie roszczą sobie prawo do bycia ich odkrywcami. Belgijskiej kuchni można był zresztą nie tylko spróbować, można się było też z nią zmierzyć podczas dwudniowych warsztatów. Był jeszcze dzień belgijskich filmów w kinie Muranów, jeszcze nie tak dawno nie przypuszczaliśmy, że coś takiego w ogóle istnieje. Może i niedawno ale dziś na pewno nie da się tak powiedzieć, to dziś kino zdecydowanie ciekawsze niż (będziemy tu dla siebie okrutni ale trzeba) polskie będące w zdecydowanym dołku. Pokazano „Anioła nad morzem” Frederika Daumonta i  „Z piątku na sobotę” Toma Bartmana”. Pierwszy z tych filmów z dialogami w języku francuskim, drugi holenderskim (we wszystkim w Belgii musi być bowiem parytet), oba jednak na szczęście też z napisami w języku polskim. Wstęp był bezpłatny, trzeba było tylko wykazać się refleksem, aby zdobyć wejściówki. I wreszcie pokaz belgijskiej mody, który odbył się w ambasadzie. Tak duża grupa projektantów mody z Belgii jeszcze nie odwiedziła Polski. Pokazano więc rzeczywiście szerokie spektrum tego, co ta moda ma nam do zaprezentowania. A Bruksela liczy się w świecie mody i to nawet bardzo. Jeśli ktoś był w tych dniach w Poznaniu, mógł też odwiedzić pawilon Regionu Walonii na odbywających się tam Targach Poleko, prezentację możliwości walońskich przedsiębiorców w zakresie technologii służących ochronie środowiska. Było tych wydarzeń więc sporo i pewnie nawet ich natłoku coś pominęliśmy. I oczywiście nie we wszystkich byliśmy w stanie uczestniczyć osobiście.

 

Chyba jednak czas na to, które wśród innych zwróciło nasza uwagę szczególnie, seminarium na temat Innowacji w biznesie. Na które zostaliśmy zaproszeni na Uniwersytet Warszawski. Wyzwanie uczynienia gospodarki innowacyjną stoi przed całą Europą. I choć to my radzimy sobie z kryzysem (póki co przynajmniej) stosunkowo najlepiej, to jeśli idzie o innowacyjność to tu akurat uczyć się powinniśmy od Belgów. Inaczej nasze chwilowe liderowanie w Europie (oznaczające tyle, że mamy nieco mniejsze problemy niż inni, będzie naprawdę chwilowe). Podczas tego seminarium spróbowali przybliżyć sposób wykorzystania w biznesie osiągnięć naukowych, czyli coś, co idzie nam szczególnie opornie. Jeszcze jako taka radzimy sobie z drobnymi innowacjami, umiemy dostrzec korzyści z drobnych usprawnień (to też innowacyjność) ale związki między nauka i biznesem kuleje bardzo. Choć skłamalibyśmy, gdybyśmy napisali, że zupełnie nic nam się tu nie udaje ale są to pojedyncze dobre przykłady a powinna być codzienność. O tym właśnie było na Uniwersytecie. Zanim doszliśmy do tego, co było przebojem, samolotów solarnych, mowa była o punkcie wyjścia. O tym, czym są i dlaczego powstają innowacje. I co temu sprzyja. I o konwersji na energie odnawialną, która jest przyszłością ale droga do tego jest niełatwa i do tego jeszcze kosztowna. Jest to, póki co energia droga i na dziś nie rekompensuje tego jej „niewyczerpywalność”. Problem sprawia zwłaszcza jej magazynowanie i tu wręcz wywiązała się dyskusja jak. Wtrąciliśmy do niej swoje trzy grosze, zrobił to uczestniczący w niej nasz dyrektor Rafał Korzeniewski wskazując na możliwości jakie dają tu samochody elektryczne. Pod warunkiem, że będziemy to robić z głową.  Darmowe punkty „tankowania” prądem jak ten w samym centrum sita pod Pałacem Kultury zachęcają do działań wręcz nieracjonalnych. Darmowy prąd w godzinach szczytu  plus jeszcze miejsce do parkowania w centrum miasta, to akurat nie o to chodzi. Akumulatory samochodów elektrycznych powinny być ładowane w nocy i to jest wraz ze wzrostem ich ilości właściwie podstawowe wręcz rozwiązanie pozwalające dopasować podaż i popyt na energię w ciągu doby. Ale możemy rozejrzeć się jeszcze trochę wokół siebie i zobaczyć, ze możliwości jest więcej, tylko trzeba je chcieć dostrzec. Choćby tu, niedaleko w Ogrodzie Saskim wznosi się zbiornik pierwszego warszawskiego wodociągu Marconiego i jest fontanna. Możemy więc zbudować elektrownię szczytowo-pompową w samym centrum miasta. W nocy pompować wodę do zbiornika, w dzień zasilać nią fontannę. Wystarczy tylko wstawić tam turbinę elektryczna, by w dzień, w godzinach szczytu zapotrzebowania, zasilająca fontannę woda dawała też prąd. Może duże elektrownie szczytowo-pompowe budzą dziś niechęć, ze względu na konieczność silnej ingerencji w środowisko ale wiele mniejszych możemy stworzyć bez tej ingerencji jako element systemów wodociągowych, w których kiedyś ciśnienie uzyskiwano właśnie poprzez spiętrzanie wody w zbiornikach i nie było to wcale tak dawno. Czasem taki innowacyjny pomysł przychodzi na gorąco.  O problemach związanych z energia można zresztą rozmawiać bez końca. Przebojem jednak seminarium był samolot słoneczny. Tak, samolot  zasilany bateriami słonecznymi i jest to jak najbardziej możliwe. Właśnie belgijska Firma Solvay jest konstruktorem pierwszego takiego samolotu nazwanego Solar Impulse. Tu akurat nie jesteśmy w ogonie, polskiego Phoenixa mogliśmy rok temu w Instytucie Lotnictwa nie tylko zobaczyć ale i dotknąć ręką. Tu akurat „niewyczerpywalność” źródła energii jakim jest słońce staje się rzeczywistym atutem. To samolot niemal cały czas przebywający w powietrzu (w bardziej pochmurną pogodę lub w nocy korzystający z energii zmagazynowanej wcześniej w akumulatorach i z tych paneli słonecznych potem znów ładowanych). Tu przyszłość stała się teraźniejszością. Zresztą skoro padła tu nazwa wielkiego międzynarodowego koncernu Solvaya, to warto pamiętać, że to firma, która powstała dzięki innowacji, podstawą jej ekspansji była opracowana przez jej założyciela Ernesta Solvaya metoda produkcji sody amoniakalnej. Nie rezygnując z ambicji naukowych był on też zdolnym i bardzo skutecznym przedsiębiorcą. Umiejącym połączyć jedno z drugim. Czy dzisiaj jest to możliwe? Przeszkód jest wiele (wtedy zresztą też były), trzeba się po prostu z nimi zmierzyć. I nie dac sobie wmówić, że nie jest możliwe, bo jest.

 

Może warto jeszcze wymienić nazwy niektórych związanych z Belgią firm. Tam, gdzie Belgia czy belgijski pojawiają się w nazwie to oczywiste ale nie zawsze tak jest. I pewnie przynajmniej z częścią się zetknęliśmy. ACP Europe, Aquilla VPK, Bekaert, BELBAL, Betafence NV, Cartamundi Group, Chaufourneries de Hergenrath, Democo Poland Sp. z o. o., Dossche, Elbicon, Electrabel S.A, FAST LINES BELGIUM N.V., FastHercoGroup, Gyproc Benelux S.A., Henschel Engineering N.V, Holdes NV, KBC Bank N.V. Belgium, , Koramic Building Products N.V., Lhoist, M.P.C. - D.G. PLASTICS, Pregis, Radson NV, Solvay, TCL Belgium S.A., TPF HOLDING SA, VPK Group. I wiele innych. Belgia, a właściwie belgijskie firmy są też  w Polsce ważnymi inwestorami zamykając tu pierwszą dziesiątkę krajów z których pochodzi najwięcej inwestycji w Polsce. Jedną z najważniejszych inwestycji belgijskich w Polsce w ostatnim czasie była  inwestycja grupy SEA-Invest z Gandawy we Flandrii, która razem z Portem Północnym i Rudoportem zamierza zainwestować 40 mln euro w nowy port przeładunkowy w Gdańsku.

 

 

Wszystkich zainteresowanych szerszą relacja, niż ta z natury rzeczy bardzo skrótowa i tym, dowiedzieć się więcej o działalności Belgijskiej Izby Gospodarczej (Belgian Business Chamber) zachęcamy do odwiedzenia ich strony internetowej: www.belgium.pl i Facebooka, gdzie można znaleźć o nich bardziej szczegółowe informacje.

Magazyn przedsiębiorcy
galeria zdjęć