administrator
10 maja

Polacy i Francuzi w Zjednoczonej Europie

Nad tą nad zorganizowaną przez Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Francuskiej oraz Uniwersytet Warszawski konferencją objęliśmy jako Klub patronat medialny w Warszawie. Jej temat świetnie współbrzmi z naszym klubowym hasłem „Razem w Europie" ale jak ma nie współbrzmieć, skoro jeśli ma coś znaczyć, to z takich części składowych musi się składać.

Postawmy więc między nim a naszym „Razem w Europie"  znak równości. Potrzebny byłby tu jeszcze znak sumy (boć przecież Francja i Polska to jeszcze nie cała Unia), ale by to równanie uzupełnić postarać się już musimy sami.
 
Temat tej konferencji staraliśmy się przybliżyć w zaproszeniu i chyba nam się to nieźle udało. Ale najpierw zacząć trzeba od niespodzianki, która niespodzianka nie była, jakby nie wypada ze względu na organizatorów, by ją tak tu nazywać ale na tle jakże licznych konferencji, w których językiem używanym obok polskiego lub go nawet zastępującym był angielski ta odróżniała się zdecydowanie. Przypominała, że świat nie jest jednak wyłącznie anglojęzyczny. Też nie wypada, ze względu na organizatorów, uznać za niespodziankę tego, że choć zapewniono równolegle tłumaczenie z francuskiego na polski, to na niewielu głowach było widać słuchawki. Z powodów, o których ciut dalej, uznajmy to za błysk światełka w tunelu. Czemu? Niektórym z powodów, które trudno nazwać inaczej niż ignorancją, przychodzi na myśl, że Francja to kraj na którym można powiesić tabliczkę „muzeum”. Kraj, który odegrał już swoją rolę w historii, który warto może odwiedzić w celach turystycznych (warto, zaznaczmy) ale dziś już nic lub niewiele znaczy. Nic bardziej mylnego. Gospodarka francuska wciąż w Europie (i w świecie) się liczy, a Polsce należy wręcz do największych inwestorów. Przypominały o tym nazwy firm, będących sponsorami konferencji. Język francuski jest więc nie tylko językiem ważnym dla ludzi kultury, humanistów. To także język biznesu. Organizatorzy przypominali o tym w sposób delikatny ale potraktujmy to bardzo poważnie. Francuski może się w biznesie przydać.
 
To, że w zaproszeniu udało nam się dobrze uchwycić temat, to już napisaliśmy. Ostrożnie napisaliśmy, że Francja jest nie tylko jednym z najważniejszych krajów Unii Europejskiej, ale jednym z twórców i motorów europejskiej integracji. Pisaliśmy, że odrzucenie w referendum traktatu konstytucyjnego w poprzedniej jego wersji zachwiało na chwilę pozycją Francji jako tego motoru ale chyba tylko na chwilę. Nie pomyliliśmy się. Obawy licznych Francuzów, które doprowadziły do klęski w referendum związane były nie z obawami o zbyt daleko idącą integrację ale raczej z jej wybiórczością. O nie objęcie integracją tego, o co pytał prowadzący drugi z paneli redaktor Bernard Marguerite. O Europę solidarną. Solidarną w sprawach społecznych. Przytaczając, by nie było wątpliwości o co chodzi, zapowiedzi prawicowego przecież prezydenta Nicolasa Sarkoziego, że w czasie zbliżającej się francuskiej prezydencji w Unii podejmie ona inicjatywę zmierzającą do „umoralnienia kapitalizmu”. Takie podejście Francuzów nie wszystkim musi się podobać (zwłaszcza w kręgach biznesu) ale musimy się z nim liczyć. Jest też przedmiotem poważnej dyskusji w całej Europie. Czyli nie mniej a więcej. Także w innych dziedzinach. Takie oczekiwanie, by pójść dalej słychać w pytaniach jakie padały z sali. Bo pytano o wspólną politykę zagraniczną i obronną Unii. I były to raczej pytania o to, kiedy, niż czy. Przedstawiciele polskich władz te oczekiwania chłodzili. Dla nich, co podkreślali, są to narzędzie polityki państw i nie wyobrażają sobie, mają nadzieję, że te się jej na rzecz Unii nie zrzekną. To, czego chcą politycy tego i poprzedniego rządu jednak coraz wyraźniej rozchodzi się ze społecznymi oczekiwaniami (pytania z sali oddawały je dość dokładnie) i politycy będą musieli tej presji jednak ulec. Jeśli społeczeństwo nie zmieni zdania, to będą musieli je zmienić politycy.
 
Wydaje się natomiast, że uważane za potencjalne pole konfliktu sprawy poparcia dla Unii Śródziemnomorskiej czyli specjalnego statusu będących poza Unią państw w basenie Morza Śródziemnego, mającego przybliżyć je do Unii, a dla części stać się krokiem w kierunku członkostwa – i poparcia Polski dla takich aspiracji Ukrainy – wcale takimi stać się nie muszą. Możliwe, że Polska i Francja poprą się tu nawzajem. Czy to wystarczy, to już inna sprawa, bo w Unii nie brak głosów niechętnych jej rozszerzaniu i to niezależnie od tego, w jakim kierunku. Na pewno sprawą, w której Polska może znaleźć z Francją nie tylko wspólny język ale i blisko współpracować jest zaś Wspólna Polityka Rolna.

Nawet przez moment nie dopuszczaliśmy, by dyskusja mogła sprawić zawód. Taką gwarancją wydawało nam się nazwisko, które już tu padło, redaktora Bernarda Marguerite. I nie myliliśmy się. Jego uwagę, że córka mu zarzuca, że po 40 latach wciąż nie mówi poprawnie po polsku należało potraktować jako kurtuazyjną i mogliśmy się o tym przekonać. To zaś, że mogliśmy się przekonać, miało charakter pewnego gestu (i smaczku zarazem), gdyż gdy on używał języka gospodarzy, prowadzący pierwszy panel profesor Stanisław Parzymięs (ciekawe, czy Francuzi są w stanie wymówić to nazwisko) używał języka gości. Schemat pewnie nie zawsze możliwy do powtórzenia. Uwagę o tym, że współpraca między Polską a Francją powinna opierać się na współpracy pięknych polskich kobiet i francuskich mężczyzn, mimo że pochlebiającą, uzupełnijmy jednak na wszelki wypadek zastrzeżeniem, że wierzymy jednak w symetrię w tej dziedzinie naszych stosunków. Nasz brak wiary mógłby zresztą stanowić naruszenie jednaj z ważniejszych polityk Unii i na ten zarzut nie możemy się narazić.

Było o kulturze, obecność Piotra Lubicza Zaleskiego z Biblioteki Polskiej w Paryżu nie była przypadkiem. Narzekano trochę, że polską literaturę we francuskich szkolnych lekturach reprezentuje Gombrowicz, no bo przez pryzmat takiej lektury za dobrze w oczach Francuzów nie wypadamy. Nie zabrakło narzekań, o ile za poprzedniego u nas rządu pisano o Polsce we Francji całkiem dużo (i źle), to teraz właściwie wcale. Ale ten schemat równie dobrze można odnieść i do naszej prasy, i do dowolnego kraju. Całkiem dużo o współpracy i to bliskiej polskiej Solidarności i francuskich związkowców, zawiązanej jeszcze w latach osiemdziesiątych ale trwającej do dzisiaj. Mówił o tym między innymi redaktor Tygodnika Solidarność Jerzy Kłosiński. Współpracy bardzo konkretnej i całkiem skutecznej. Nie zabrakło nieuniknionego chyba tematu biurokracji. Tej europejskiej i tej francuskiej (i chyba też już tej polskiej). Redaktor Bernard Marguerite powołując się na białą księgę Komisji Europejskiej sformułował go w formie dość dramatycznego pytania, Europa biurokracji, czy Europa obywatela? Jacques Godfrain, były francuski minister, a więc człowiek z racji własnego doświadczenia, wiedzący co mówi, przyznał mu rację, przyznał, że Francja to kraj biurokracji. Ale zapytał zarazem, kto sporządził tę księgę? Czy aby nie inni biurokraci? Nie jesteśmy co prawda pewni, czy świadomość choroby jest już lekarstwem ale zabrzmiało to błyskotliwie i zrobiło wrażenie. Także na nas. Było jeszcze o polskiej prezydencji w Unii Europejskiej, do której przygotowania idą podobno lepiej niż te do Euro 2012. O przełożonej ale mającej się odbyć wizycie prezydenta Francji Nicolasa Sarkoziego i wielu innych sprawach.
 
I jeszcze o jednym zaskoczeniu. Zaskoczeniu, znów dodajmy, dla niektórych. Szeregi Towarzystwa wypełniają nie tylko ludzie z wyższym wykształceniem. Wśród obecnych i zabierających głos byli też robotnicy, repatrianci z Francji, którzy wrócili do Polski, by wziąć udział w jej powojennej odbudowie.
 
Konferencję otworzyli w imieniu organizatorów rektor Uniwersytetu profesor Katarzyna Chałasiński-Macukow oraz prezes Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Francuskiej profesor Andrzej Ajnenkiel. Nie zabrakło oficjeli. Był ambasador Francji, Francis Barry Delongchamps, oraz wicemarszałek naszego Senatu, prof. Marek Ziółkowski. Nie zabrakło wielu innych znanych ludzi (część z nich przybyła, aby odebrać dyplomy członków honorowych Towarzystwa), nie wszystkich uchwyciła migawka aparatu...
 
Miało być o jednym zaskoczeniu ale będzie o jeszcze jednym. Nie wypadało się dopytywać, więc się nie dopytywaliśmy i o kończącym konferencję koktajlu ostrożnie napisaliśmy, że nie powinien on sprawić zawodu. Teraz tamtą ostrożność można już zarzucić. Francuska kuchnia (dobra francuska kuchnia) zawieść chyba nie mogła i nie zawiodła. Były przede wszystkim owoce morza. Były oczywiście ostrygi i ślimaki. Było nieco tu zaskakujące ale wychodzi, że nie tylko japońskie już sushi. I sporo tego, co nie bardzo potrafimy nazwać, choć próbowano nam tłumaczyć. Ważne wszak, że było to pyszne. Tak, jak choćby i bardziej już tradycyjna jagnięcina, bo na owocach morza się nie skończyło. Nie zabrakło też oczywiście słodyczy. Część tego ale tylko część uchwycona jest na zdjęciach.
 
Konferencja odbyła się w Victorii, niezmiennie od lat cieszącej się renomą jednego z najlepszych warszawskich hoteli. Pełna nazwa tego hotelu brzmi jednak Sofitel Victoria i przypomina o jego przynależności do tej sieci luksusowych francuskich hoteli działających już w kilkudziesięciu państwach na świecie. Nie było to więc miejsce dobrane przypadkowo.
 
Wszystko to jeszcze trzeba jakoś podsumować. W zaproszeniu organizatorzy pisali o „budowie Europy jako obszaru solidarności, dialogu kultur, wzrostu gospodarczego i bezpieczeństwa” i przywoływali nazwisko Jean Moneta, jednego z ojców europejskiej integracji. Wyglądało to trochę jak próba rozstrzygnięcia dyskusji przed jej rozpoczęciem, ale się nie oburzajmy. Dyskusję trzeba czasem popchnąć we właściwym kierunku. Ważne, żeby się udało. Może przywołajmy jeszcze słowa przypisywane Jeanowi Monetowi, skoro jego nazwisko już padło: „my nie tworzymy koalicji państw, my jednoczymy ludzi”. Słowa, które możemy uznać chyba za celne podsumowanie tej konferencji.


Więcej na stronie internetowej Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Francuskiej http://www.tppf.pl

Magazyn przedsiębiorcy
galeria zdjęć