13 czerwca
Wybory Miss Gentlemana & The Look Of The Year
Wzięliśmy udział w wyborach Miss Gentlemana & The Look Of The Year. Ściśle rzecz biorąc nie wystąpiliśmy na wybiegu ale w charakterze widowni, co było zresztą znacznie fajniejsze. Po raz kolejny skorzystaliśmy przy tym z zaproszenia klubu MASKA, który użyczył swoich wnętrz.
W roli gospodarza wystąpił redaktor Gentlemana Mariusz Pujszo. Skądinąd znany dość reżyser, scenarzysta i aktor – w tej potrójnej roli wystąpił w nagradzanym „Polisz Kicz Project” i jego kontynuacji „Polisz Kicz Project… kontratakuje”. Rola redaktora naczelnego jest jego debiutem ale kiedyś trzeba przecież zacząć.
W ostatnim numerze Gentlemana znaleźliśmy artykuł o legendarnym Brummelu, który dwieście lat temu stworzył definicję tego, jak gentlemana powinien się ubierać, obsadzając zresztą siebie w roli wzorca i wyroczni. Definicja ta, choć nie do przyjęcia dla czytelników różnych plotkarskich magazynów z życia gwiazd obowiązuje do dzisiaj.. Jak to ujął sam Brummel, „jeśli przechodnie oglądają się za tobą, to znaczy, że jesteś źle ubrany, zbyt wtórnie lub zbyt modnie”. O tym, co oznacza wtórnie lub zbyt modnie decydował sam, póki go z tych salonów wykończeni jego dyktaturą inni gentlemani nie wygnali. Na długo nie pomogło, zaraz znaleźli się następcy. Zawdzięczamy mu długie spodnie i tyranię krawatów w męskiej modzie.
Porównaliśmy wzorzec z redaktorem. Czy daje się on w ogóle zastosować do aktora, który przecież rozpoznawalny być powinien? Chyba jednak nie i kryterium (niechętnie) jako nie mające zastosowania uchylamy.
Gorzej z krawatem. Brummel spędzał na jego wiązaniu i parę godzin dziennie, a redaktor po prostu go nie miał. A może mamy tu do czynienia z Brummelem, który w dążeniu do ideału mierzył za wysoko i któremu wyczerpał się zapas krawatów, zanim zawiązał idealny węzeł? Z przekonaniem pochylamy się oczywiście do tej drugiej hipotezy.
Za stołem zasiadło samozwańcze jury, kryteria wyboru były niejasne, a każdym razie nas tam zabrakło (jury miało najlepszy widok). Kandydatki zaprezentowały się najpierw w strojach wieczorowych, a potem w seksownej bieliźnie. Mimo, iż w przypadku strojów wieczorowych niekiedy sięgały one niewiele za pępek, wyraźnie większą uwagę przyciągała druga część pokazu. Dało się odczuć nawet oczekiwanie, by dodać też trzecią część, z pominięciem jakiegokolwiek ubioru w ogóle.
Żeńska część widowni pokaz wyraźnie ignorowała, miała zresztą swoich idoli. Ubrani w obcisłe legginsy w różowe kwiatki, kożuszki i oraz stalowe hełmy byli poza konkurencja dla męskiej części widowni. No, bo kto z niej odważyłby się założyć legginsy, choćby nie różowe? Zresztą może i lepiej, w zestawieniu z obowiązkowym brzuszkiem wyglądałoby to naprawdę koszmarnie.
Co do relacji zdjęciowej, to obiektyw aparatu jakoś przesuwać się zaczął od ogółu do szczegółu. Uczestnictwo w pokazach na żywo ma jednak swoje przywileje.
Wybór Kasi Pilar nie budził żadnych zastrzeżeń, choć zdaniem wielu bezkonkurencyjne byłyby stojące skromnie z boku dwie dziewczyny z personelu ale mimo zachęt nie chciały wziąć udziału w konkursie.
Nie zabrakło czegoś do przegryzienia. I pełnego zaangażowania występu wokalnego. A potem wybieg zdemontowano i zapełnił się on tańczącymi parami.
W ostatnim numerze Gentlemana znaleźliśmy artykuł o legendarnym Brummelu, który dwieście lat temu stworzył definicję tego, jak gentlemana powinien się ubierać, obsadzając zresztą siebie w roli wzorca i wyroczni. Definicja ta, choć nie do przyjęcia dla czytelników różnych plotkarskich magazynów z życia gwiazd obowiązuje do dzisiaj.. Jak to ujął sam Brummel, „jeśli przechodnie oglądają się za tobą, to znaczy, że jesteś źle ubrany, zbyt wtórnie lub zbyt modnie”. O tym, co oznacza wtórnie lub zbyt modnie decydował sam, póki go z tych salonów wykończeni jego dyktaturą inni gentlemani nie wygnali. Na długo nie pomogło, zaraz znaleźli się następcy. Zawdzięczamy mu długie spodnie i tyranię krawatów w męskiej modzie.
Porównaliśmy wzorzec z redaktorem. Czy daje się on w ogóle zastosować do aktora, który przecież rozpoznawalny być powinien? Chyba jednak nie i kryterium (niechętnie) jako nie mające zastosowania uchylamy.
Gorzej z krawatem. Brummel spędzał na jego wiązaniu i parę godzin dziennie, a redaktor po prostu go nie miał. A może mamy tu do czynienia z Brummelem, który w dążeniu do ideału mierzył za wysoko i któremu wyczerpał się zapas krawatów, zanim zawiązał idealny węzeł? Z przekonaniem pochylamy się oczywiście do tej drugiej hipotezy.
Za stołem zasiadło samozwańcze jury, kryteria wyboru były niejasne, a każdym razie nas tam zabrakło (jury miało najlepszy widok). Kandydatki zaprezentowały się najpierw w strojach wieczorowych, a potem w seksownej bieliźnie. Mimo, iż w przypadku strojów wieczorowych niekiedy sięgały one niewiele za pępek, wyraźnie większą uwagę przyciągała druga część pokazu. Dało się odczuć nawet oczekiwanie, by dodać też trzecią część, z pominięciem jakiegokolwiek ubioru w ogóle.
Żeńska część widowni pokaz wyraźnie ignorowała, miała zresztą swoich idoli. Ubrani w obcisłe legginsy w różowe kwiatki, kożuszki i oraz stalowe hełmy byli poza konkurencja dla męskiej części widowni. No, bo kto z niej odważyłby się założyć legginsy, choćby nie różowe? Zresztą może i lepiej, w zestawieniu z obowiązkowym brzuszkiem wyglądałoby to naprawdę koszmarnie.
Co do relacji zdjęciowej, to obiektyw aparatu jakoś przesuwać się zaczął od ogółu do szczegółu. Uczestnictwo w pokazach na żywo ma jednak swoje przywileje.
Wybór Kasi Pilar nie budził żadnych zastrzeżeń, choć zdaniem wielu bezkonkurencyjne byłyby stojące skromnie z boku dwie dziewczyny z personelu ale mimo zachęt nie chciały wziąć udziału w konkursie.
Nie zabrakło czegoś do przegryzienia. I pełnego zaangażowania występu wokalnego. A potem wybieg zdemontowano i zapełnił się on tańczącymi parami.