administrator
23 czerwca

Jakich reform potrzebuje Polska?

Zostaliśmy przez Fundację Batorego zaproszeni do udziału w debacie, której temat może wydawać się sformułowany bardzo ogólnie. Doprecyzowaniem go była jednak lista zaproszonych gości.

W roli panelistów wystąpili Henryka Bochniarz (prezydent Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, prezes Boeing International na Europę Środkową i Wschodnią), Stanisław Gomułka (główny ekomonista Business Center Club, były wiceminister finansów) i Krzysztof Rybiński (Ernst & Young, były wiceprezes Narodowego Banku Polskiego). Spodziewać się więc było można, że zdominowana ona będzie przez tematy gospodarcze. I że będzie ona ostra i krytyczna. Co i jedno, i drugie miało się sprawdzić.

Powiedzieć, że sala była nabita byłoby może pewną przesadą, bo jednak już lato ale uczestników było sporo, w tym także tych, którzy kształtują opinię publiczną ale debaty w Batorym mają swoją renomę. Zaglądać tu warto. Dla tych, którzy nigdy nie byli, jedna uwaga na zachętę – jest klimatyzacja!

Skoro, jak piszemy, że zaglądać tu warto, to oczywiście byliśmy. Była Barbara Jończyk ale znanych z klubowych spotkań twarzy wyłowiliśmy więcej i bardzo nas to cieszy.

Debatę otworzył Aleksander Smolar, prezes Fundacji, który też ją dalej osobiście poprowadził. Teza jaką sformułował brzmiała, iż w Polsce skończył się czas reform. To po prostu widzimy. Dlaczego? Argumentuje się to czasami chęcią odczekania przez Platformę do czasu objęcia przez nią całości władzy czyli do wyborów prezydenckich (które najpewniej Platforma wygra) i ustania groźby ich blokowania ze strony prezydenta. Groźby oczywiście realnej (jeśli to w ogóle groźba a nie pewnik) ale oznacza to też utratę czasu. Czy stać nas na to i o jakie reformy chodzi? Bo powinniśmy mieć jakieś priorytety i wizję tych reform.

Pierwsza próby odpowiedzi podjęła się Henryka Bochniarz. I zaczęła od postawienia kolejnego, pomocniczego pytania. Jakie są największe bariery? Największa to w oczach przedsiębiorców brak rąk do pracy. Tak wynika z prowadzonych badań ankietowych i to pewna nowość, bo jeszcze całkiem niedawno to jako problem traktowane nie było. Program „50+” jest bardzo dobrą odpowiedzią rządu. Polska jest bowiem krajem o najniższym udziale pracujących w społeczeństwie i zarazem najmłodszych emerytów. Kosztuje to też niemało, bo na dziś 16 mld. Nie chodzi o to, by w ogóle możliwość przechodzenia na wcześniejsze emerytury znieść ale by to zracjonalizować. Na wcześniejsze emerytury powinni przechodzić na przykład maszyniści kolejowi (i tu jest za) ale jaki jest sens rozciągania tego prawa na kasjerki z kas dworcowych? Z tym też wiąże się problem dostosowania systemu edukacji do potrzeb rynku, bo dziś ten związek jest bardzo słaby.

I druga sprawa, drugi obszar. To, co my czyli środowiska przedsiębiorców nazywają pakietem Szejnfelda i pakietem Palikota. Chodzi o racjonalizacje prawa. Odnosząc się do zarzutu, że rząd zgłasza niewiele projektów ustaw przytoczyła jako przykład przyjętą przez poprzedni parlament ustawę o sklepach wielkopowierzchniowych. Wtedy sejmowa machina ustawodawcza działała na pełnych obrotach ale jeśli mają się rodzić takie prawne potworki, to ona woli, by ustawy rodziły się wolniej. Nie tworzyć chorych przepisów! Co jeszcze jest ważne? Uproszczenie procedur ZUS. I generalnie, prawo nie powinno być tworzone przy założeniu, że wszyscy jesteśmy przestępcami!

Zmiany wymaga sam system stanowienia prawa. Bo dziś jest tak, że projekty poddaje się społecznym konsultacjom, uczestniczą w nich o ile ich to dotyczy także organizacje przedsiębiorców i zgłaszane w nich uwagi uwzględnia się bądź nie. Po czym w parlamencie wnoszone są kolejne poprawki wywracające wszystko i to co powstaje nie ma się nijak, do tego, co było poddawane konsultacjom i w ogóle do punktu wyjścia. Mamy takie różne „i czasopisma”. Obszar zmian w projektach prawa powinien być w miarę procesu legislacyjnego stopniowo zawężany. Zaczynamy od tego i tego. Dyskutujemy, zmieniamy to i to – i dyskutujemy nad resztą uznając, że te zmiany już są. Inaczej wszystko wymyka się spod kontroli. W notatkach jest jeszcze jedno opatrzone wykrzyknikiem słowo: swoboda!

Profesor Stanisław Gomółka z racji pełnionej funkcji powinien być również wyrazicielem opinii przedsiębiorców ale tu górę wzięła inna perspektywa. Profesor spojrzał na to z punktu widzenia interesów państwa. Po pierwsze podkreślił, iż należy utrzymać stosunkowo wysokie stałe tempo wzrostu, na poziomie 5-6%. To powinien być nasz cel, to powinno być naszą ambicją. W perspektywie jakichś 50-60 lat powinno nam to pozwolić dogonić Europę Zachodnią. Użył dokładnie takiego określenia: stosunkowo wysokie tempo wzrostu. Bo przecież te 5-6% imponującego wrażenia nie robi. Perspektywa gonienia Zachodniej Europy przez pół wieku lub dłużej też. Ale tu siły trzeba mierzyć nie na zamiary ale podług możliwości. Może być bez szalonych skoków i nawet lepiej bez nich – ważne jest utrzymanie tempa konwergencji. By w pewnym momencie nie stanąć. Bo dystans do odrobienia jest naprawdę spory. Polskim problemem są inwestycje. Szybko rozwijające się Chiny mają udział inwestycji bliski 50%. W innych krajach tego regionu też dochodzi on do tego poziomu. Ale na to nie mamy szansy. Chiny finansują rozwój w dużym stopniu z oszczędności ludności. Właściwie wymuszonych, bo to kraj bez powszechnego systemu emerytalnego, systemu opieki zdrowotnej czy społecznej. I to jest tam sposób na odłożenie tych pieniędzy na czarną godzinę, kosztem zresztą konsumpcji. Do tego dochodzi duża nadwyżka w bilansie handlowym. Nie do powtórzenia jest u nas tyeż Irlandia, kraj, który rozwój zawdzięcza inwestycjom zagranicznym. Drugiego takiego kraju zresztą w ogóle nie ma. A jak może sobie poradzić Polska? Tu odpowiedź padła nie wprost. Bo w ogóle prostej, szybkiej w realizacji recepty tu nie ma. W Polsce są i muszą być duże transfery socjalne. Około 40% wydatków publicznych to właśnie one. Oczywiście trzeba szukać oszczędności. Potrzebna, niezbędna jest reforma FUS i KRUS. I co niby oczywiste ale zwykle pomijane – systemu emerytalnego w służbach mundurowych, gdzie na emerytury przechodzi się nieraz bardzo wcześnie i do tego są one stosunkowo wysokie. Potrzeba podnieść wiek emerytalny dla kobiet. I oczywiście ograniczyć skalę wcześniejszych, pomostowych emerytur do gdzieś stu tysięcy a nie milionów korzystających z nich, jak to wygląda dziś. To wszystko ważne jest nie tylko z punktu widzenia oszczędności budżetowych ale i rynku pracy. Potrzeba też ten rynek pracy otworzyć. Na Ukraińców, Białorusinów i Bułgarów (akurat te nacje wymienił).

I wreszcie szybkie wejście do strefy euro. Bo euro wyeliminuje dwa zagrożenia dla naszej gospodarki na raz: ryzyko inflacji i ryzyko wysokich stóp procentowych. Jako ważne ale nie w tym stopniu (będzie się jeszcze z tego tłumaczył) wymienił reformę szkolnictwa i służby zdrowia. Z ważnych spraw wymienił zaś jeszcze prywatyzację, w szczególności sektora energetycznego, który jest przestarzały i niedoinwestowany – i prywatyzacja byłaby dlań wielką szansą na modernizację. Wspomniał też o zagrożeniach związanych z pakietem energetycznym ale o tej sprawie będzie więcej mowa dalej. Tak, jak i w ogóle o energetyce ale zdradziliśmy już zbyt wiele.

Kolejnym zabierającym głos był Krzysztof Rybiński. Były wiceprezes NBP zwykł był podnosić w debatach tematy, których inni wolą unikać – i tak się stało i tym razem. Stan obecny reform i w ogóle myślenia o państwie podsumował krótko: ślepota strategiczna. W Polsce, jak powiedział, od paru lat wiadomo, że zabraknie energii. Zamykać trzeba będzie niedługo stare bloki gierkowskie, a zastąpić ich nie ma po prostu czym. Średnia inwestycja w energetyce to pięć lat, więc przygotowywać się trzeba z wyprzedzeniem. Tymczasem przez ostatnie lata nie podjęto w tych sprawach żadnych decyzji. I on tego po prostu nie rozumie. Kraj bez prądu nie będzie się przecież rozwijał. Już za 2–3 lata zacznie się duży problem. A na mieszkańca zużywamy wciąż połowę tego, co Europa. Czyli mamy przed sobą realną barierę rozwoju. Już jest prawie za późno (tego słowa prawie właśnie użył) i właściwie kryzysu czyli braku energii już nie uda nam się uniknąć – chodzi o to, jak będzie on długi i jak dotkliwy. I jeszcze sprawa ograniczenia emisji dwutlenku węgla. Nie uczestniczyliśmy w podejmowaniu decyzji w tej sprawie. Formalnie tak – praktycznie nie, bo sprawę zaniedbaliśmy. Problem polega na tym, że Polska stoi węglem. Energii zużywamy bardzo mało (pół średniej europejskiej) i zarazem mamy bardzo wysoką emisję dwutlenku węgla. Jeśli stanie się tak, jak to zapisano jako propozycję w tzw. pakiecie klimatycznym, by prawo do emisji dwutlenku węgla kupować na rynku, to w ciągu 6 lat możemy oddać to wszystko, co uzyskaliśmy od Unii Europejskiej. Pomysł? Co z tym zrobić? Koalicja państw Unii Europejskiej przeciwko temu. I inne, nowe podejście do tych spraw. Na przykład ograniczenie nie emisji dwutlenku węgla jako kryterium, ale ograniczenie zużycia energii.

Mówił też o zaniedbywaniu dzieci. Zaniedbywaniu ich poprzez najniższy w Europie dostęp do edukacji. Bo o sprawy związane z edukacją nie dbaliśmy przez cały trwający 19 lat okres transformacji. I o niskiej aktywności, nieistnienie właściwie woluntariatu. O tym, że nie umiemy rozwiązywać swoich spraw, czekamy aż ktoś za nas to zrobi. Co szczególnie zaś boli, to niskie zaangażowanie w sprawy społeczne pokolenia 50+. I co nawet dziwi, bo wczesne odchodzenie jego przedstawicieli z rynku pracy powinno owocować jego obecnością tam, a tak nie jest. Bierność, nieobecność tego pokolenia jest coraz bardziej dotkliwa. Dotkliwa też dla dzisiejszej opartej na wiedzy gospodarki, bo jej elementem jest przecież doświadczenie. Marnujemy ten kapitał! Zwrócił przy tym uwagę, że polska gospodarka jest jedną z najmniej innowacyjnych na świecie. Padły tu jako ilustracja przytaczane już i wcześniej przykłady dotyczące malejącej liczby polskich patentów. I podsumował. Jest już… za późno. Tych 2–3 lat do wyborów prezydenckich nie ma. Reformy (spóźnione) trzeba zacząć już dziś!

I to właśnie ostatnie wystąpienie nadało ton dyskusji. Nie tylko ton, ale i zdominowało jeśli idzie o podnoszone w niej sprawy. Zwróciło uwagę wystąpienie Zbyszka Bujaka, który odwołując się do czasów, gdy stał na czele służb celnych mówił o tym, że nie zlikwidujemy kolejek na przejściach wschodniej granicy, jeśli każdego traktować będziemy jak potencjalnego przemytnika. Trzeba okazywać zaufanie i oczywiście sprawdzać i surowo karać tych go nadużywających. Wtedy kolejki się kończą i tego nauczyli się już w Europie. I pora, żebyśmy nauczyli się my. Było o pakiecie klimatycznym, bo szereg już dyskusji na ten temat przyczynił się w końcu do zrozumienia tego tematu. Zwracano uwagę na przykład, że mechaniczne zastosowanie kryterium wielkości emisji jest oczywiście łatwe ale zarazem mało sensowne, bo może prowadzić do zachowań wręcz absurdalnych (wypychanie podlegających tu silnym ograniczeniom przemysłów nawet i tuż za naszą wschodnią granicę, gdzie one już obowiązywać nie będą), a tak, czy tak stać się potężną barierą rozwojową dla naszej gospodarki. Te kryteria powinny być różne dla różnych krajów i dostosowane do ich specyfiki. Dla Polski może to być zresztą jako kryterium oszczędność energii jako takiej, bo tu mamy jeszcze spore zaniedbania i najwięcej możemy osiągnąć. Nie powinno być też jednolitego poziomu wymogu pozyskiwania energii ze źródeł odnawialnych, bo różne są tu znowu możliwości sięgania po nie. Pojawił się też temat energetyki jądrowej, który pojawia się zresztą wręcz regularnie w różnych dyskusjach i z reguły – tak, jak tu – są to głosy za. Dyskusja zawierała o wiele więcej wątków ale gdzieś trzeba dokonać skrótów i zrobimy to właśnie tutaj, przechodząc do podsumowań.

Panelistów, których poproszono o ich dokonanie zabierali głos w odwrotnej kolejności, niż rozpoczynali, tak więc pierwszy zabrał go teraz Krzysztof Rybiński, któremu zadano zresztą najwięcej pytań w dyskusji. Jeśli idzie o pytanie o energię atomową, to uznał sięgniecie po nią za konieczność. Tylko – i tu padło pytanie, które pada stanowczo za rzadko przy okazji takich dyskusji – gdzie ją zlokalizować? Więcej pracować? Czy takie pytanie padło wprost, czy była to odpowiedź na wezwanie zwolennika zaciśnięcia pasa i wzięcia się do roboty w imię rozwoju kraju, tego nie ma w notatkach. Ale jakby nie brzmiało pytanie, odnotowania warta jest odpowiedź. W gospodarce innowacyjnej (a taka jest przyszłość!) nie trzeba pracować 15 godzin na dobę, 7–8 wystarczy. Jesteśmy za!

I o reformach. Reformy przeforsują, jak to ujął, Obamy! To chodzi o zebranie poparcia dla siebie i dla pomysłów. Obama pokazał, jak to można i należy robić dziś. Wykorzystał internet. Tam zebrał pieniądze. Tam skrzyknął zwolenników. Może Polska nie imponuje skalą dostępu do internetu ale to się szybko zmienia. Może zaimponować tym, jak z niego korzystamy. Polska ma czwarte miejsce na świecie jeśli idzie o ilość haseł w Wikpedii. To już nie miernik tego, czy możemy ale tego, że potrafimy. I tu tkwi potencjał, jeśli idzie o mobilizowanie poparcia dla zmian.

Po nim zabrał głos prof. Stanisław Gomółka. Zwrócił uwagę, że możliwości przeprowadzenia reform są większe w czasach kryzysu, niż gdy go nie ma. I stąd jego pesymizm, jeśli idzie o szansę, byśmy rozpoczęli je już dziś. Nie zgodził się z Krzysztofem Rybińskim co do braku innowacyjności polskiej gospodarki, zwracając uwagę, ze nie należy tu patrzeć na liczbą naszych patentów ale umiejętność ich wdrażania. A polska gospodarka przecież stale się modernizuje.

Jako ostatnia głos zabrała Henryka Bochniarz. Podczas gdy Krzysztof Rybiński nakreślił konsekwentnie czarny scenariusz, Henryka Bochniarz postanowiła wnieść do dyskusji dla równowagi odrobinę optymizmu i opowiedziała o swoim spotkaniu z zagranicznymi inwestorami, które odbyła z samego rana i z powodu którego spóźniła się na debatę. Według nich Polska to jeden z pięciu najbardziej atrakcyjnych krajów dla inwestycji. Więc może przesadzamy? Tym bardziej, że Polska cały czas się zmienia. Tematem kampanii wyborczej w 2005 roku było bezrobocie. Tej dwa lata potem już nie. Problemem stało się, jak znaleźć ludzi do pracy.

Czy udało się sformułować odpowiedź na pytanie będące tematem debaty. Jakich reform potrzebuje Polska? Jeśli tak, to tylko fragmentaryczną. Na pewno Polska reform potrzebuje. I nie powinna ich odkładać. Może kryzys tworzy lepsze warunki dla podejmowania zdecydowanych, radykalnych działań, bo do nich wprost przymusi ale pomysł poczekania, aż pojawią się naprawdę duże kłopoty to nie jest dobry pomysł. Może być bowiem tak, że łatwiej będzie o przyzwolenie społeczne dla reform ale one same już znacznie trudniejsze. I gdzieś po drodze może przepaść rozwojowa szansa dla Polski. O wiele trudniej sformułować program tych reform. Komisja Palikota odwaliła kawał roboty ale dopiero się przekonamy, czy coś wartej. Zresztą już pojawiają się zarzuty, że komisja „od wszystkiego” jest dobrym sposobem na conajwyżej legislacyjny chaos. Ważniejsze i konkretne reformy, o których była mowa wymagają zarówno zdobycia przyzwolenia społecznego, jak i wcześniej odpowiedniego ich przygotowania. Tak bardzo szybko się tu nie da ale, od czego tu zaczęliśmy, nie powinno to być ani zachętą, ani usprawiedliwieniem odkładania ich na potem. Zacząć można – i to podpowiedź – od debaty publicznej i takie spotkania jak to w fundacji Batorego są ważne, bo stanowią jej część.
Magazyn przedsiębiorcy
galeria zdjęć