administrator
od 7 maja, także w Noc Muzeów !

Galeria z Biegasami
na wystawę marsz!

W tym samym budynku, co warszawski Fotoplastikon mieści się właśnie otwarta, stała wystawa Bolesława Biegasa, króra stanie się zapewne stałym punktem programu wycieczek odwiedzających Warszawę, tak krajowych, jak i zagranicznych. A przynajmniej powinna. I my również koniecznie powinniśmy ją odwiedzić! A odwiedzić ją możemy także podczas tegorocznej Nocy Muzeów…


Nic Wam nie mówi to nazwisko? Nie jest to powód do szczególnego wstydu (bo nie nasza w tym wina, po części nawet samego Biegasa), ale rzeźby Biegasa, przynajmniej te najbardziej dojrzałe, rozpoznacie bez trudu - np. prezentowane na wystawie „Świat”, czy „Śmierć Berlioza”. Jest tu skrót, synteza i doskonały warsztat. W pierwszej chwili, niejako automatycznie, przychodzi nam skojarzenie z wojną. A przecież nie powstały ani w trakcie, ani wkrótce po żadnej z wojen światowych, ale na początku wieku, w szczycie Belle époque, wyprzedzając swój czas. Na upartego można by tu nawet postawić zarzut powtarzania się, ale jest w tym miara. Na wystawie zobaczyć możemy i zupełnie różne od nich w charakterze rzeźby (wcale nie gorsze, jak choćby „Gadziny życia” tkwiąca korzeniami w „Grupie Laookona”). Skrót i synteza to w ogóle istota dwudziestowiecznego rzeźbiarstwa. Z warsztatem to już bywało różnie, zupełnie świadomie zaczęto uważać go za rzecz nie aż taką ważną, a zamiast rzeźby wielu artystów zaczęło tworzyć instalacje. Często ocierało się to wręcz o happening. Dziś wahadło wychyla się znów w drugą stronę. Niedawno zmarły Igor Mitoraj tworzył rzeźby większe wymiarami, to Biegas był jednak zdecydowanie większym artystą, z pewnością też bardziej wyjątkowym. A przecież Biegas to nie tylko rzeźba, którą sam zaczął stopniowo zarzucać na korzyść malarstwa. Tu również dorobił się własnego warsztatu, własnego charakterystycznego stylu, mniej to jest jednak dla nas rozpoznawalne niż w rzeźbie. Może dlatego, że Biegasa rzeźbiarza znamy, a do tego wielkich, czy choćby znaczących rzeźbiarzy nigdy nie mieliśmy zbyt wielu i konkurencja jest tu zdecydowanie mniejsza. Obrazów wystawionych w galerii lekceważyć wiec nie należy, zresztą po prostu się nie da. Wręcz hipnotycznie przyciągają wzrok.

 

Na wystawie to one zresztą dominują. Dominują wymiarami i do tego kolorem, z czym rzeźby z nimi konkurować nie mogą. Paleta obrazów wzięta jest wyraźnie z ikon, geometryzację, rozbicie obrazu na geometryczne składowe stosował nie tylko Biegas, ale o ile u Picassa w pewnym momencie wdaje się w to entropia, nos niekoniecznie wyrasta w miejscu, w którym się go spodziewamy, to tu geometria jest wyrazem porządku. To nieświęte ikony.

 

Są i prace gorsze, gdy zejdziemy do podziemi (galeria ma dwa poziomy), natkniemy się na obrazy robiące wrażenie prac studenckich. Zabrakło tu podpisów (są tylko przy niektórych, nielicznych pracach), trzeba to więc odgadywać. Z drugiej strony podpisy pod pracami często odwracają naszą uwagę od tego, co widzimy, wiec może wcale źle się nie stało, choć pewnie po prostu z tym nie zdążono. A to, że są tu prezentowane prace bardzo różne, nie jest zarzutem, pokazują bowiem ewolucję artysty. Te lepsze zdecydowanie zresztą przeważają.

 

To, że Bolesław Biegas nie jest u nas tak znany, jak na to zasługuje, należy wręcz do artystów mało znanych, ledwie rozpoznawalnych, to też konsekwencją jego życiorysu. Nadającego się skądinąd do programu „Mam talent”, tyle, że takich programów jeszcze wtedy nie kręcono. Nie było przecież telewizji. Była za to sienkiewiczowska nowela „Janko Muzykant”. Bohater pasał krowy , nie umiał nawet czytać i pisać, był do tego sporo starszy, prawie dwudziestoletni i przede wszystkim, zupełnie inaczej się ona skończyła. Nie tylko nauczy się czytać i pisać, ale za ufundowane z publicznej zbiórki pieniądze rozpocznie studia na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Dalej też było oryginalnie, bo jako artysta zbyt awangardowy z niej wyleciał, co w karierze nic a nic mu nie zaszkodziło. Potem był Paryż i niemałe sukcesy tamże. Chyba większe tam niż u nas. Może, gdyby wrócił do Polski, stałoby się inaczej. Ale nie wrócił. Ani do tej niepodległej, ani do tej po drugiej wojnie światowej. W tym drugim wypadku, z tym życiorysem, pewnie by go na rękach noszono. Ale też nie wrócił, bo ustrój mu się nie podobał. Tu może miał i szczęście, bo awangardę najpierw ceniono i pieszczono, a potem zwalczano. Życiorys miał i owszem w porządku, ale to, co robił do szablonu socrealizmu nijak by nie pasowało. I tak współczesny mu Xawery Dunikowski ma dziś własne muzeum (on swoich interesów w kraju pilnował), a Bolesława Biegasa musimy na powrót odkrywać. Porównuję do Dunikowskiego, bo przez ten czas (po pierwszej i po drugiej światowej wojnie) pomników nastawialiśmy dużo, zdecydowanie więcej  kiepskich niż dobrych. A mogliśmy mieć arcydzieła...

 

Organizatorem wystawy jest Fundacja im. Bolesława Biegasa, która ściągnęła na nią rzeźby i obrazy z prywatnych kolekcji, często nie prezentowane szerszej publiczności, znane u nas najczęściej nie wystaw, ale co najwyżej ze zdjęć. Już choćby z tego względu interesująca. Koleje życia Biegasa sprawiły, że część jego prac jest w kolekcjach prezentowanych przez zagraniczne, głównie francuskie muzea. Być może je również uda się tu ściągnąć i pokazać.

 

Galeria ma świetną lokalizację w użyczonym jej przez dzielnicę Śródmieście dawnym sklepowym lokalu kamienicy w Alejach Jerozolimskich. Sąsiedztwo nie musi tu oznaczać konkurencji, problem fotoplastykonu polegał na tym, że mieści się w podwórzu i nawet stałym mieszkańcom trudno tam trafić. Teraz trafić będzie łatwiej.

 

Rafał Korzeniewski

 

 

W Noc Muzeów, 16 maja, wystawa czynna od 19.00 do 1.00 w nocy !

 

 

Stała wystawa prac Bolesława Biegasa

Aleje Jerozolimskie 51, gdzie to jest

 

piątek i sobota, godzina 14.00 – 18.00

poniedziałek, wtorek i czwartek, 12.00 – 18.00

środa, 10.00 – 16.00

 

wstęp wolny

 

Wystawa została objęta patronatem naszego klubu i magazynu przedsiębiorcy@eu.

 

 

Magazyn przedsiębiorcy