administrator

  Pożegnaliśmy Tomka Osucha
  prezesa Fundacji Spełnionych Marzeń

więcej


Tomasz Osuch – dla przyjaciół po prostu Tomek – założył razem z żoną Fundację Spełnionych Marzeń po śmierci ich syna, który przegrał swoją walkę z rakiem. Ale nie po to, by jak wielu zbierać środki na leczenie. Leczenie pozostawił lekarzom. Miał do nich zaufanie i wiedział, ile osiągnęli w walce z rakiem u dzieci. Chciał pomóc w inny sposób. Chciał wywołać uśmiech na twarzach dzieci walczących z tą straszną chorobą. By miały siłę na tę walkę. I odwagę na powrót do normalnego życia, bo na to trzeba mieć odwagę. Jego sztandarowym przedsięwzięciem była Onko-Olimpiada, w której startowały dzieci które swoją walkę z rakiem wygrały lub były tego bliskie i miały powrócić do normalnego życia. Czy może być lepszy dowód na to, że to możliwe, niż udział w sportowej rywalizacji? Dodać tu trzeba jeszcze koniecznie, że dyskretnie czuwali tam lekarze i też trzymali kciuki. Kolejna ich edycja miała się odbyć już pod nową nazwą, Igrzysk Spełnionych Marzeń, ale nie dożył już tego. Innym przedsięwzięciem były pokazy mody Dzieci dzieciom, gdzie jego podopieczni wcielali się w role modeli i wychodzili na wybieg w towarzystwie gwiazd dużego i małego ekranu. Tych działań było znacznie więcej. Włączaliśmy się w nie niejednokrotnie jako klub, a z czasem Fundacja Tomka również dołączyła do klubu.

 

On też musiał stoczyć i niestety przegrał - zdecydowanie przedwcześnie - swoją walkę o życie. Nie z rakiem, nie była to też pandemia, w cieniu której od wielu miesięcy żyjemy. Po udarze, który przeszedł w październiku, nie doszedł już do siebie. Tak, jak kiedyś to on zbierał pieniądze dla innych, tak wtedy to przyjaciele zbierali je dla niego -włączyliśmy się też do tej akcji – ale to już niestety nic nie dało. Zostało jednak po nim wiele uśmiechów, które dzięki niemu zagościły na twarzach dzieci. Na zdjęciu Tomek Osuch na jubileuszu piętnastolecia Fundacji, wciąż pełen sił i szczęśliwy. To było trzy lata temu.

 

Spoczął na największym warszawskim cmentarzu na Wólce Węglowej. Towarzyszyliśmy mu w tej ostatniej drodze.



Magazyn przedsiębiorcy